sobota, 16 sierpnia 2014

04 .

- To mnie nie obchodzi! Masz dać mi ten cholerny numer telefonu!
-*-*-*-


Skrzywiłam się lekko odrywając różowy plaster od mojej skóry, która ponownie zapiekła. Nie mogłam tak po prostu siedzieć z założonymi rękami. Zawsze musiałam coś robić, cokolwiek. Mogła to być najmniejsza drobnostka lub najsłabszy z pomysłów, ale gdy doskwierało mi wiele przykrych odczuć nie omieszkałam tego zrobić.
Zaczerwieniony ślad okalał drobną ranę na moim kolanie, które pod wpływam stresu wprawiłam w ruch stukając piętami o podłoże dużego samochodu chłopaka z mroczną aurą, która w niewielkiej przestrzeni między nami wydawała się mnie chłonąć w całości. Jego ciemność wdzierała się do mojego ciała zupełnie nieproszona tworząc we mnie chaos, którego nie sposób było opanować. Jednak to niepokojące, wręcz nieprzyzwoite piękno szmaragdowookiego budziło we mnie największy strach. Strach, który miałam przypadłość czuć tylko raz w życiu, o którym nigdy nie zapomniałam ... i wydaje się, że nie zapomnę o nim prędko.
Potarłam swoje ramiona, które zaplotłam na piersiach, by choć odrobinę zniwelować powstałą gęsią skórkę na moim ciele. W samochodzie nie było zimno, wręcz przeciwnie. Było nadzwyczaj gorąco. Jednak gęsia skórka, była czymś co pojawiało się, gdy bałam się, a w mojej głowie odtwarzał się wciąż i wciąż ten sam fragment incydentu, który miał miejsce dwa lata temu.
- Powiedz mi coś o sobie. - zażądał brunet. Niepewnie podniosłam na niego spojrzenie jasno-lazurowych tęczówek. Aureola loków w nieładzie opadała na jego głowę, a po wyglądzie włosów, które właśnie spadły na czoło poznałam, że często zaczesywał je palcami do góry. - Jedziesz moim samochodem razem ze mną, a ja nawet nie wiem jak brzmi twoje pełne imię Jo. Skąd mogę wiedzieć, że nie zrobisz mi krzywdy? - zapytał i odwrócił się w moją stronę. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały poczułam dziwne iskry, które przeszły przez niewidzialną linie z jego szmaragdowych oczu, z których wylatywała ciemność, do moich, które przestraszone nie chciały tego kontaktu.
- N ... nie prosiłam o to, by j ... jechać z tobą. - szepnęłam spuszczając głowę w dół. Wypielęgnowane paznokcie wydały mi się niezwykle interesujące, zdecydowanie bardziej niż siedzący ciut dalej chłopak.
- Boisz się mnie Piękna? - zapytał potrząsając kędzierzawą czupryną.
Nie skąd taki pomysł. Jak mogłabym bać się kogoś kto prześladuje mnie w każdym możliwym miejscu, pomyślałam patrząc w okno.
Ludzie nadal gonili, ścigając się z czasem, który bezskutecznie próbują zatrzymać. Oparłam głowę o szybę i patrzyłam na obraz, który składał się ze zlewających się w jedno, drzew, których korony z liści sięgały wysokich szczytów budynków, które z kolei stawały się szarą plamką mającą się nijak do rzeczywistości.
- Ohh przestań. Nie jestem nawet taki straszny. - zaśmiał się, a ten dźwięk sprowadził na dół moich placów miliony drobnych dreszczy, na których uczucie od razu się wyprostowałam. - Chociaż mogę się mylić. - zatrzymał samochód, przy dużym budynku, w którym umówiłam się z przyjaciółkami.
Jednak zamiast wysiąść mój świat zatrzymał się. Udało mi się zatrzymać czas, a w zasadzie Harry'emu, który nie powiedział nic złego, a mimo to, zaniepokoiły mnie jego słowa. Jednak nie wiedziałam czemu. Podświadomie przychodziły mi do głowy różne pomysły, lecz ten jeden sprawił, że krew w moich żyłach przyspieszyła.
- Co się stało Jo? - zapytał z napięciem w głosie, który wydał się jeszcze niższy. Poczułam jego dłoń na swojej. Buchający żar dostawał się do moich żył, przez co płonąca krew od środka raniła całe moje ciało. Splątał nasze palce ze sobą, a ja siedziałam w cieple samochodu trzęsąc się, tak jakbym w środku zimy wyszła na dwór pokryty białą, cienką kołderką śniegu, w samej bieliźnie. Czułam się tak jak wtedy.
- T ... ty mi to zrobiłeś. - szepnęłam i wyszarpując rękę z zadziwiająco delikatnego uścisku palców chłopaka wybiegłam z auta i jak najprędzej pobiegłam do wnętrza ulubionej kafejki.
-*-*-*-
Wytarłam mokre dłonie w papierowy ręczniczek, po czym bez patrzenia w lustro wyszłam z pomieszczenia zwanego łazienką. Wygładziłam przód ołówkowej, ciemnej spódnicy z wyższym stanem, która sięgała mi do kolan i ruszyłam wolnym krokiem w stronę biurka. Dziś zobowiązałam się do pomocy ojcu w jego kancelarii prawnej. Sekretarka wzięła w tym dniu dzień wolny, a wiedząc, że ojciec, który co prawda kocha to co robi, ale jednak się przepracowuje, postanowiłam pomóc mu. Mogłam przynajmniej umawiać mu spotkania, odbierać telefony i zrobić choć małą część jego papierkowej pracy, która wprost wylewała się z trzech wysokich szafek w biurze sekretarki.
Weszłam do pokoju i usiadłam przy biurku i jak na zawołanie zadzwonił telefon, który na szczęście zdążyłam odebrać.
- Kancelaria prawna Christian'a Stones'a. Pana Stones'a obecnie nie ma w biurze, czy mogłabym coś przekazać? - wyklepałam standardową formułkę, którą musiałam mówić, gdy taty nie było u siebie w pokoju. Umieściłam słuchawkę stacjonarnego telefonu między ramieniem, a uchem i wpisywałam kolejne zdania do protokołu, które jako moje najważniejsze zadanie, musiałam zrobić w pierwszej kolejności.
- Nie widzimy się już trzeci dzień, a ja nadal głowię się jak brzmi twoje pełne imię. - usłyszałam zachrypnięty głos po drugiej stronie, a po moim ciele przebiegły dreszcze.
- Skąd wiesz, że tu jestem? Dlaczego mnie prześladujesz? - zapytałam szybko drżącym głosem. Powiodłam dłoń do dużej słuchawki i trzymałam ją odciążając ramię. Oparłam się plecami o oparcie biurowego, wygodnego fotela. Nie czułam już tak ogromnego strachu jak przy spotkaniu twarzą w twarz, ale jedynie małą jego część. Resztę uzupełniało zdenerwowanie, pod wpływem, którego moje dłonie zrobiły się lepkie od potu.
- Nie prześladuje cię Jossie. - z nadzieją wypowiedział ostatnie słowo. - po prostu sprawdzam czy jesteś bezpieczna. - powiedział twardo, tonem, który nie pozwolił mi się odezwać i przez który w gardle poczułam suchość.
- Boje się ciebie. - wyszeptałam i odłożyłam słuchawkę, wcześniej naciskając guzik, by przerwać połączenie.
-*-*-*-
Gdy ruda sierść Cocco była już sucha, uczesana i puszysta zrobiłam maleńkiego kucyka na czubku jego małego łebka. Kotek fuknął na mnie, jakby obrażony i zeskoczył z moich kolan po czym zgrabnie podreptał do drzwi, by zniknąć za ich rogiem merdając puszystym ogonkiem. Przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się pierwszy raz tego dnia. W głowie cały czas miałam Harry'ego, który ... obserwował mnie i śledził. Stresowałam się na samą myśl o nim. Zbyt wiele słyszałam na jego temat, by tak po prostu przestać się martwić. Zbyt wielki strach wywoływał w innych chłopakach na samo wspomnienie o nim, więc co miałam powiedzieć ja, którą prześladował.
Podeszłam do biurka i włączyłam komputer. Usiadłam na wygodnym, obrotowym krześle i zalogowałam się na twitter'a. W oczy od razu rzuciła mi się liczba obserwujących, która znacznie wzrosła od wczorajszego wieczora. Moje interakcje szalały. Większość kierowanych do mnie tweetów tworzyły niezwykłą sprzeczność. Połowa pytała czy się boję, a druga, że mi zazdrości. Zjechałam na dół i odnalazłam winowajczą wiadomość od ... Harry'ego.

Zamknęłam laptopa i schowałam twarz w trzęsących się dłoniach. Dlaczego postrach całego, wielkiego miasta odzywa się właśnie do mnie? Czy ja zawsze muszę przyciągać problemy?
Jestem najbardziej pechową dziewczyną na świecie, pomyślałam i wzięłam głęboki oddech napełniając płuca do samego końca.
Z powrotem otworzyłam komputer, a po wpisaniu hasła moim oczom ponownie ukazała się strona z portalem społecznościowym. Odświeżyłam interakcje.
• Harry Styles i 26 innych osób zaczęli cię obserwować, głosił pierwszy napis jaki zauważyłam na samej górze. Rozszerzone ze zdenerwowania źrenice studiowały każdy tweet koleżanek i kolegów, oraz zupełnie nieznajomych ludzi, o których nigdy nie słyszałam.
1 nowa interakcja, komunikat pojawił się na białym tle.
To znów on. Przełknęłam ślinę, która zalegała w moich ustach.



To jest na pewno zły pomysł. Nie powinnam pisać z Harry'm.

Nie wiem dlaczego, ale mimowolnie na moje usta wpełzł uśmiech. Przecież chłopak, który wplątał się w wiele przestępczych działalności nie może pisać uroczych wiadomości.

Dosłownie po kilku sekundach otrzymałam następnego tweeta. Czy ten chłopak tylko czeka na wiadomości ode mnie?

- Jo! - usłyszałam krzyk swojego ojca z dołu. - Jo! - jego głos podniósł się jeszcze bardziej, lecz wciąż był łagodny przez co zrozumiałam, że ojciec sądził, że za pierwszym razem go nie usłyszałam. Wstałam z krzesła i wyszłam przez drzwi o mało co wpadając na leżącego w przejściu Coccolino. Podniosłam go i zaczęłam drapać za uchem, gdy schodziłam po schodach. Mruczał z uznaniem i zadowoleniem na moje czyny.
Usiadłam na schodkach, które nie przylegały do ściany. Nie były otoczone barierką, a miękka wykładzina na nich sprawiała, że to miejsce było idealne do tego bym mogła tam siedzieć.
- Tak tato. - powiedziałam i spojrzałam na niego kładąc kociaka na kolanach.
Mój ojciec Christian Stones siedział przy kawowym stoliku na kanapie i przeglądał listy, które właśnie przyszły.
- Do ciebie. Nie ma nadawcy. - powiedział podchodząc do mnie i podając mi kopertę, na której widniało moje niepełne imię i nazwisko.
- Dziękuję. - odparłam i uśmiechnęłam się lekko do ojca. Odpowiedział mi tym samym.
Mój ojciec był przystojnym mężczyzną o jasnych blond włosach, błękitnych oczach, ciut ciemniejszych niż moje, które miały w sobie drobinki szarości i zabójczo pięknym uśmiechu, na które składały się między innym lśniące, śnieżnobiałe zęby.
Rozwiódł się z moją matką, która jest alkoholiczką, i nie chce nic zrobić ze swoim problemem.
Ona nigdy mnie nie chciała i zostawiła nas jak byłam jeszcze małym siedmioletnim dzieckiem, dlatego wolę jej nie pamiętać.
Już dawno wyrzuciłam ją z pamięci.
Wstałam i pobiegłam ponownie na górę do swojego pokoju. Położyłam rudą kulkę na satynowej, cienkiej pościeli idealnej na letnie noce, a sama usiadłam obok marudzącego kota, który najprawdopodobniej beształ mnie w swoim języku za przekładanie go z miejsca na miejsce.
Otworzyłam kopertę,a po przeczytaniu zaledwie kilku słów moja krew zawrzała z wściekłości i rozczarowania.
Pod wpływem panującej w moich żyłam adrenaliny podeszłam do komputera i niewiele myśląc napisałam ostatniego tweeta do Harry'ego.

Rzuciłam się na łóżko i jeszcze raz spojrzałam na gładką białą kartkę, na której niestarannym pismem napisane było sześć słów.
"Jak to jest czuć się obserwowanym?"
Czy to na pewno Harry?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz