niedziela, 6 lipca 2014

03 .

Latarnie uliczne w tej części miasta były w bardzo dużej odległości od siebie, a do tego powoli gasły, nie dając wystarczającej ilości światła w ten ciemny i zimny wieczór. Chaotycznie rozglądałam się w poszukiwaniu schronienia i kryjówki, w której nikt by mnie nie znalazł. Biegłam ile sił w nogach. Moje stopy krwawiły przez wbijające się drobne kamyczki, odłamki szkła i kawałki drewna. Mój oddech był urwany i nierównomierny, przez szaleńcze tempo mojego biegu i rodzący się kolejny atak astmy. Powoli słabłam, siły opuszczały moje ciało, a nogi przestały słuchać i stopniowo zwalniały.
Cały czas słyszałam kroki tego mężczyzny i jego przeraźliwy śmiech tuż za plecami. Wydawało mi się, że gdyby wyciągnął ręce mógłby złapać mnie od razu.
Przez cały czas modliłam się cicho ku poruszając jedynie drżącymi wargami. Błagałam, by nic mi się nie stało. By to wszystko okazało się snem. Zwykłym koszmarem, z którego zaraz się wybudzę i po chwili o nim zapomnę, próbując ponownie usnąć.
Na ulicach nie było ludzi, po chodnikach nie błąkał się żaden człowiek. W domach nie paliły się światła. Nie miałam do kogo zwrócić się o pomoc.
Mój organizm był całkiem wykończony. Krwawiące stopy paliły żywym ogniem, choć i to jest stanowcze niedopowiedzenie. Przebiegłam przez pustą ulicę, która pokryta była jeszcze odrobinkę ciepłym asfaltem, który nagrzał się od całodziennego upału. Skręciłam w wąską, lekko oświetloną uliczkę, między budynkami, a na jej końcu spostrzegłam skrzący czerwoną poświatą szyld restauracji KFC.
Uśmiechnęłam się lekko i odetchnęłam z ulgą nie słysząc tupotu stóp za plecami.
Podniosłam oczy ku ciemnemu niebu, które oświetlały gwiazdki i błyszczący księżyc, posyłając krótkie "dziękuję".
Ostatkiem sił zbliżyłam się do wyjścia z wąskiej uliczki, starając się oddychać jak najciszej, jednak mój astmatyczny oddech nie pozwalał na głębokie zaciągnięcie się powietrzem.
Przystanęłam na moment. To miała być jedna maleńka chwila, lecz przede mną zmaterializowała się ciemna postać. Moje chore serce zatrzymało się, gdy zaczął podchodzić bliżej. Miał mnóstwo tatuaży. Na całych rękach. Na szyi, którą dostrzegłam wycofując się szybko.
Odwróciłam się i ponownie ruszyłam biegiem przed siebie, lecz tym razem jego śmiech, który dotarł do moich uszu, wyprzedziły ręce, które złapały mnie w talii. Jedna wytatuowana dłoń mężczyzny zatkała mi usta, gdy rozchylałam wargi, by zawołać o pomoc, która nie była mi dana.
- Mówiłem, że nie uciekniesz.- odezwał się nieznajomy. Poczułam jego oddech na płatki swojego ucha. Przejechał swoją ręką w górę mojego ciała i dotknął moich piersi przez cienką bluzeczkę. Z moich oczu wypłynęły łzy, które topiły się w skórze jego lodowatej dłoni. Próbowałam krzyczeć lecz zagłuszył każdy mój dźwięk. Próbowałam się wyrywać lecz jego zimne ciało blokowało każdy mój ruch. - Spokojnie. To zaboli tylko troszkę. - zaśmiał się do mojego ucha, kierując rękę do zapięcia moich spodenek.
*********
Obudziłam się z niemym krzykiem na ustach. Co noc ten sam koszmar. Co noc wydawał się być gorszy. Co noc odnajdywałam w nim całkiem nowe szczegóły.
Wyciągnęłam się na miękkim materacu, po czym napięłam mięśnie brzucha i podniosłam się do pozycji siedzącej. Satynowa kołdra leżała w dole mojego dużego łóżka, w którym mieściłam się razem z dwoma przyjaciółkami, gdy urządzałyśmy wieczory filmowe lub po prostu zasypiałyśmy po mogących trwać wiecznie damskich ploteczkach. Na niej leżał mój rudy kotek, który wyglądał na tle błękitnego nakrycia niczym maleńka piłeczka.
Przez zasłony przebijały promienie słońca, dzięki którym chciało się wstać z łóżka.
Przerzuciłam włosy na lewe ramię i zabrałam telefon z szafeczki po prawej stronie mojego łóżka. Odblokowując palcem ekran zobaczyłam wiadomości, których nie przeczytałam i nie wiedziałam o ich istnieniu.
Kliknęłam w migającą ikonkę równocześnie siadając po turecku na wygodnym materacu.
Od: Bella.
Jo miałaś zadzwonić. Martwimy się.
Otworzyłam kolejną wiadomość, przypominają sobek wydarzenia z poprzedniego wieczora.
Od: Eve
Odezwij się Jo. Jeśli ten kutas coś ci zrobił nie ręczę za siebie.
Uśmiechnęłam się czytając jej wiadomość. Była tak kruchą i tak strasznie brzydziła się przemocą, że nigdy nie zabiła nawet muchy, a co dopiero podnieść rękę na człowieka. To właśnie była prawdziwa przyjaciółka. Oddałaby za mnie swoje życie.
Wstukałam oba numery w miejsce odbiorcy i napisałam " Możemy się spotkać? W Ice cream & Café o 13. " - wysłałam wiadomość przyjaciółkom, które zapewne z niecierpliwością czekały na jakieś wieści ode mnie.
Nie czekając na i tak na pewno pozytywną odpowiedź zeszłam z łóżka słysząc jak mój kot mruczy na mnie najprawdopodobniej ze złością za to, że zakłóciłam jego cenny spokój. Podeszłam do szafy, której duża powierzchnia została wmurowana w ścianę. Otworzyłam jej drzwi i weszłam do niewielkich rozmiarów pomieszczenia, z którego wyciągnęłam czerwone spodenki z wysokim stanem, wrzosową bokserkę, dżinsową kamizelkę i czerwone trampki przed kostkę, które należałoby wyczyścić.
Po kilu minutach porannej toalety, ubraniem się, zakręceniem delikatnych fal do połowy moich długich blond włosów, pościeleniem łóżka i zabraniem z szafki telefonu zeszłam na dół.
Ostrożnie ominęłam szafkę, która wczoraj zraniła mój palec u nogi i skierowałam się do kuchni, by zlikwidować suchość w ustach.
Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej dzbanek świeżego soku pomarańczowego, który przed pójściem,do pracy zawsze wyciskał mój ojciec.
Z szafki nad blatem wyciągnęłam wąską, wysoką szklankę do której nalałam napoju i upiłam łyk, po czym wyszłam z domu, wcześniej zabierając klucze i pieniądze, które schowałam do kieszeni spodenek.
---
Dlaczego ja zawsze muszę się spóźniać? Dlaczego nigdy nie mogę dotrzeć na czas w umówione miejsce?, mówiłam,do siebie w myślach, starając się iść szybciej, lecz na tyle spokojnie, by nie dostać kolejnego ataku astmy.
Lubiłam chodzić powoli. Patrzeć na ludzi, którzy gonią za życiem, ścigają się z czasem, wpadają w rutynę codziennych czynności i obowiązków, pędzą za miłością i zrozumieniem, które nadejdą same wcześniej czy później. Miłość przyjdzie bez pośpiechu, a gdy już nadejdzie, całkowicie zawróci w głowie, wedrze się do serca i ociepli wnętrze. Jaka jest więc definicja miłości?
Wycie klaksonu wyciągnęło mnie z moich bezsensownych rozmyślań nad miłością, której się boje. Przekręciłam głowę w bok, moje oczy rozszerzyły się w strachu.
Proszę, to musi być sen, powiedziałam do siebie w myślach, widząc ten sam czarny, duży samochód, którym wczoraj odwiózł mnie do domu brunet, którego imienia nie pamiętam.
Moje dłonie zaczęły trząść się z przerażenia, gdy zaczęłam uciekać. Moje nogi niosły mnie szybciej niż mogłoby mi się wydawać. Jak w moim koszmarze uciekałam przed mężczyzną z tatuażami. Jak w moim koszmarze szybko straciłam siły. Mijałam ludzi patrzących na mnie z zaciekawieniem lub gniewem, gdy któryś został przypadkowo przeze mnie popchnięty.
Odwróciłam się by zobaczyć w jakiej odległości ode mnie jest szmaragdowooki.
Potknęłam się, a moje ciało bezwładnie runęło na chodnik.
- Kurcze. - syknęłam z bólu, gdy poczułam jak bardzo jedno z moich kolan jest zdarte. Przeniosłam ciężar ciała na drugie kolano by zaraz usiąść na pupie na zadbanym chodniku.
- Jo! Do jasnej cholery, nic,ci nie jest? - zapytał brunet, który wypatrzył moją sylwetkę wysiadając z samochodu. - O kurwa. - wypowiedział brzydkie słowo na co od razu się skrzywiłam. Ukucnął przy mnie. Jego postawne ciało przykuło moją uwagę. Ubrany był w czarne spodnie, białe buty i białą koszulkę, przez którą widziałam czarny tusz zdobiący jego tors. - Chodź Piękna. - powiedział i szybko, nie czekając na moje pozwolenie wziął mnie bez trudu na ręce. Trzęsłam się cała ze strachu. Odebrało mi mowę. Czy on coś mi zrobi? Czy mogę czuć się bezpiecznie? - Nie bój się mnie Piękna. Ochronię cię. - powiedział troszkę zły, odpowiadając na moje pytania, których nie zadałam. Czy on czyta mi w myślach?
Dłoń, którą trzymał na moich plecach zastąpił kolanem i otworzył drzwi pasażera sadzając mnie tak by nowi wystawały mi poza auto.
- Zaczekaj tutaj. - w jego oczach czaiła się niepokojąca złość i złowróżbny błysk, co w znaczenie większej części kazało mi zostać w samochodzie i nie ruszać się z miejsca.
Po chwili Harry wrócił, nie dając mi więcej czasu na przypomnienie sobie jego nazwiska z apteczką w ręce.
Schylił się nawet zdecydowanie za nisko i prawie potarł nosem o moje biodro kładąc czerwone pudełko pod siedzeniem, które obecnie zajmowałam.
Przesunęłam się lekko w bok, natrafiając na opór, pochodzący od oparcia fotela. Harry podniósł się uśmiechając się pod nosem ze swojego czynu. Momentalnie zaczerwieniłam się i przygryzłam wargę, co stało się moim nerwowo-wstydliwym nawykiem.
Jego oczy wpatrzony były w moje, gdy odkręcał buteleczkę z wodą utlenioną. Kolczyk w jego brwi połyskiwał w słońcu, ale i tak nie mogłam skupić się na niczym prócz jego oczu. Były piękne. Przerażająco piękne. Skrywające tajemnice. Wypełnione tą dziwną ciemnością.
Po chwili wziął moją małą dłoń z mojego prawego kolana i przejechał nosem po jej poranionym wnętrzu.
- Trzymaj mnie za rękę Piękna. Pozwól mi odczuwać z tobą ból, który czujesz z mojej winy. - powiedział. Złapałam dwa jego długie, ciepłe palce, które owinęłam całą dłonią. Spojrzałam na dół, gdy kierował buteleczkę z wodą na moją krwawiącą nogę.
- Hej, hej ... - zawołał mnie i wsadził opakowanie między wolne palce ręki, którą trzymałam. Drugą podniósł mój podbródek, po czym palcami wskazał swoje oczy. - patrz tutaj. - szepnął. Zrobiłam to co kazał. Uśmiechnął się lekko, uświadamiając sobie, że robię to co mi karze z powodu strachu. - Zaszczypie Piękna. - szepnął po czym wylał płyn odkażający na moje kolano. Zacisnęłam powieki i ścisnęłam mocniej jego palce podczas gdy swoim kciukiem gładził moje kłykcie.
Szybko oczyścił moją nogę, a gdy już otworzyłam oczy kazał mi cały czas patrzeć w jego tęczówki, gdy on już lekko schylił się by wyjąć plaster na jak się okazało niewielką ranę. Lubił być obserwowany.
- Może być z księżniczkami Piękna? - zapytał i z uśmiechem pokazał mi plasterek, na którym widać było wizerunki disneyowskich księżniczek na różowym tle. Pokiwałam niepewnie głową, nie będąc pewna jakiej odpowiedzi się spodziewa. Zaśmiał się, lecz ten dźwięk szybko zastąpiła głucha cisza między nami. Gdy moje kolano zdobił już dziecięcy plasterek zrobiło się jakoś niezręcznie. Co chwila odwracałam wzrok by tylko na niego nie patrzeć, lecz jego onieśmielająca aura nakazywała mi w końcu spojrzenie w jego zielone tęczówki.
- Byłbym zapomniał. - jego głos był jeszcze bardziej zachrypnięty, przez co po moim ciele przeszły ciarki. Pochylił się i pocałował mnie tuż nad obojczykiem. Tak gdzie pocałował mnie wczoraj dwa razy. Nie wiem dlaczego, ale chciałam poczuć jego ciepłe idealne wargi i lodowaty kolczyk jeszcze raz, by zaraz potem całkiem zniknął z mojego życia i pozostał jako wspomnienie.


Ode mnie: Mam nadzieję, że ktoś czyta moje ff ... ;)
W zakładkach pojawiła się obsada, jakby ktoś miał ochotę zerknąć . Jeśli tylko pojawi się nowy bohater to zaktualizuje listę listę ... ;>

1 komentarz: