piątek, 22 sierpnia 2014

05 .

Całkiem oddałam się muzyce. Doszczętnie pochłonęła mnie, wypełniając całą sobą, przez co pozwoliła mi odczuwać najpiękniejsze uczucie na świecie. Muzyka grała w moim ciele, a ja dzięki niej poczułam się naprawdę dobrze. Gdy moje smukłe palce podążały w znanej tylko mnie melodii po czarnych i białych klawiszach, stojącego w rogu dużego salonu, fortepianu, zamknęłam oczy, jeszcze bardziej chłonąc smutne, odprężające dźwięki, wydobywające się z instrumentu.
Melodia, z początku spokojna, stawała się gwałtowna. Nie pozostało nic z jej delikatności i subtelności.
Uderzyłam w klawisze, dotarłszy do momentu, w którym moja kompozycja się przerywała. Przerywała, bo jeszcze nie napisałam jej końca, nie potrafiłam przekazać wszystkich swoich uczuć i emocji, do tego sentymentalnego utworu.
Wstałam z krzesełka stanowiącego nieodłączny element białego, lśniącego instrumentu i zabierając ze stolika obok wysoką, wąską szklankę z wodą z plasterkiem cytryny, skierowałam się w stronę kuchni.
-*-*-*-
Siedział na pokrytych białą wykładziną schodach, w miejscu, w którym zwykle siedziałam ja.
Szkło wypadło z mojej drżącej ręki, a jego odłamki i zawartość znalazły się na i obok moich bosych stóp. Moje serce zdawało się galopować z prędkością światła, przez co miałam wrażenie, że połamie mi żebra, które na potwierdzenie moich przypuszczeń zaczęły boleć.
Szmaragdowe tęczówki bruneta wpatrzone były we mnie, a malinowe usta miał mocno zaciśnięte, przez co metaliczny błysk kolczyka, był jeszcze bardziej widoczny, gdy nie posiadał konkurencji w onieśmielaniu, z wykrojonymi wargami chłopaka.
- Dlaczego do cholery jasnej te drzwi nie były zamknięte? - niski głos Harry'ego dotarł do moich uszu. Był zły, co potwierdzał ton, który sprawiał, że miałam ochotę uciec. - Jo, wiesz co mogłoby się stać? Nie byłaś bezpieczna. - na koniec, jego głos znów stał się normalny, choć tak naprawdę dla mnie nie stanowiło to różnicy, bo cały czas przerażał.
Spojrzałam na swoje stopy, nie będąc w stanie wytrzymać już jego mrocznego spojrzenia. Przez jego oczy wydostawały się demony, które przez wzrokowy kontakt, próbowały zasiedlić się w mojej duszy nieproszone.
Wstał i ruszył w moim kierunku. Automatycznie cofnęłam się dość szybko. Ból przeszył moje stopy, gdy wdepnęłam w odłamki szkła o nieregularnych wielkościach.
- Auć. - syknęłam i zacisnęłam mocno powieki, by powstrzymać kropelki słonego płynu tworzącego się w kącikach moich oczu. Odporność na ból zdecydowanie nie była moją mocną stroną.
- Cholera jasna. - otworzyłam oczy na dźwięk kolejnego przekleństwa, które on niego usłyszałam i skrzywiłam się nieco. - Pozwól sobie pomóc Jo. - powiedział, a ja dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że nadal cofam się, coraz bardziej zwiększając przestrzeń między nami. Skinęłam niepewnie głową i zatrzymałam się stając na palcach, by jak najbardziej zniwelować odczuwany ból.
Powoli, jakby chciał przyzwyczaić mnie do swojej bliskości, podszedł i wyciągnął rękę w moim kierunku. Spojrzałam na pokrytą zadrapaniami dłoń, która od razu przypomniała mi jaki żar płonie z całego jego ciała.
- Nie, proszę. Nie dotykaj mnie. - oparłam się plecami o ścianę, przy której znalazłam się z jego winy. Harry podszedł do mnie pewnym krokiem i stanął w minimalnej odległości od mojego ciała. Moja klatka piersiowa wznosiła się i opadała bardzo szybko.
- Pomogę. Tylko pomogę. Nie musisz się bać. - powiedział. Wziął mnie bez trudu na ręce, a ja instynktownie zaplotłam swoje dłonie na jego karku.
Znów poczułam żar jego ciała. Dotyk, którym mnie darzył był krępujący. Byliśmy tak blisko siebie. Wiedziałam, że czuje na swojej skórze nie miarowe bicie mojego serca.
- Łazienka? - zapytał, mimo że nie patrzyłam na niego wprost, widziałam kątem oka jak wypala we mnie szmaragdowym spojrzeniem, gorące dziury.
- Na górze. - szepnęłam odpowiadając na jego pytanie. Uśmiechnął się łobuzersko, gdy odpowiedziałam na kolejne pytanie. Czy wiedział, że robiłam to jedynie dlatego, że się bałam?
-*-*-*-
Ciemnofioletowe spodnie z wysokim stanem i biała, krótka koszula na guziczki z rękawami trzy czwarte zakrywały moje ciało niemal w całości. Górna część mojej garderoby zapięta była pod samą szyję, przez co brunet o szmaragdowych oczach, z których wychodziły cienie, nie będzie mógł jej całować, tak jak zrobił to już dwa razy dzisiaj. Raz na powitanie, drugi raz na pożegnanie. Nie wiem dlaczego to robił, ale mimo wszystko było to ... urocze i miłe.
Wzdrygnęłam się na samą myśl o zachowaniu Harry'ego, który najpierw jest właśnie taki jak jego pocałunki, a za chwilę przerażający i niegrzeczny.
Wstałam z łóżka i szybko poszłam do łazienki, by dokonać ostatnich poprawek w moim wyglądzie. Przed drzwiami pomieszczenia, do którego zmierzałam leżał Coccolino, mrucząc cicho w swoim śnie. Ostrożnie ominęłam go i zamknęłam się w łazience. Wiedziałam, że nieuchronnie zbliżałam się do godziny zero - do godziny, w której znów zobaczę Harry'ego, dlatego pokonałam własny rekord w kręceniu włosów w kolorze ciemnego blondu w delikatne fale, oraz niektóre pasma skręcając w długie sprężynki. Na nadgarstki założyłam prezent od ojca, jakim była bransoletka z przywieszkami, które jego zdaniem mnie określały. Była najpiękniejszą rzeczą jaką kiedykolwiek miałam. Szyję przyozdobiłam długim łańcuszkiem z białego złota, na którym wisiało drobne serce. To było jedyne co pozostało po mojej matce.
Spojrzałam w lustro i oceniłam końcowy efekt na osiem punktów. Wyglądałam całkiem inaczej niż zwykle, tak ... odważnie. Pomalowane rzęsy, jeszcze bardziej podkreślały ich długość oraz nietypowy kolor oczu. Nie był to zwykły błękit, jak u innych. Moje oczy były czyste, bez żadnych innych pomieszanych kolorów, dlatego stanowiły jedyną część jaką lubiłam w swoim ciele. Usta zarysowałam najdelikatniejszą konturówką jaką miałam, by jedynie podkreślić kształt moich pełnych warg, których powierzchnie pomalowałam kokosowym balsamem zostawiając je naturalnie różowe.
Nie powinnam była jakoś specjalnie szykować się na to wyjście, jednak jego oczy skłaniały mnie do podejmowania różnych, dziwnych decyzji, których z pewnością będę żałować.
Moje rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi wejściowych.
O, wie jak się go używa, rzuciłam w myślach niegrzeczną uwagę i przewróciłam oczami na przypomnienie dwóch sytuacji, gdzie bez zaproszenia zagościł w moim domu.
Wyszłam z pomieszczenia i zeszłam po schodach. W pośpiechu założyłam na nogi białe trampki, i odetchnąwszy głęboko, wyszłam na spotkanie z Harry'm oczami wyobraźni widząc sączącą się z jego oczu ciemność.

sobota, 16 sierpnia 2014

04 .

- To mnie nie obchodzi! Masz dać mi ten cholerny numer telefonu!
-*-*-*-


Skrzywiłam się lekko odrywając różowy plaster od mojej skóry, która ponownie zapiekła. Nie mogłam tak po prostu siedzieć z założonymi rękami. Zawsze musiałam coś robić, cokolwiek. Mogła to być najmniejsza drobnostka lub najsłabszy z pomysłów, ale gdy doskwierało mi wiele przykrych odczuć nie omieszkałam tego zrobić.
Zaczerwieniony ślad okalał drobną ranę na moim kolanie, które pod wpływam stresu wprawiłam w ruch stukając piętami o podłoże dużego samochodu chłopaka z mroczną aurą, która w niewielkiej przestrzeni między nami wydawała się mnie chłonąć w całości. Jego ciemność wdzierała się do mojego ciała zupełnie nieproszona tworząc we mnie chaos, którego nie sposób było opanować. Jednak to niepokojące, wręcz nieprzyzwoite piękno szmaragdowookiego budziło we mnie największy strach. Strach, który miałam przypadłość czuć tylko raz w życiu, o którym nigdy nie zapomniałam ... i wydaje się, że nie zapomnę o nim prędko.
Potarłam swoje ramiona, które zaplotłam na piersiach, by choć odrobinę zniwelować powstałą gęsią skórkę na moim ciele. W samochodzie nie było zimno, wręcz przeciwnie. Było nadzwyczaj gorąco. Jednak gęsia skórka, była czymś co pojawiało się, gdy bałam się, a w mojej głowie odtwarzał się wciąż i wciąż ten sam fragment incydentu, który miał miejsce dwa lata temu.
- Powiedz mi coś o sobie. - zażądał brunet. Niepewnie podniosłam na niego spojrzenie jasno-lazurowych tęczówek. Aureola loków w nieładzie opadała na jego głowę, a po wyglądzie włosów, które właśnie spadły na czoło poznałam, że często zaczesywał je palcami do góry. - Jedziesz moim samochodem razem ze mną, a ja nawet nie wiem jak brzmi twoje pełne imię Jo. Skąd mogę wiedzieć, że nie zrobisz mi krzywdy? - zapytał i odwrócił się w moją stronę. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały poczułam dziwne iskry, które przeszły przez niewidzialną linie z jego szmaragdowych oczu, z których wylatywała ciemność, do moich, które przestraszone nie chciały tego kontaktu.
- N ... nie prosiłam o to, by j ... jechać z tobą. - szepnęłam spuszczając głowę w dół. Wypielęgnowane paznokcie wydały mi się niezwykle interesujące, zdecydowanie bardziej niż siedzący ciut dalej chłopak.
- Boisz się mnie Piękna? - zapytał potrząsając kędzierzawą czupryną.
Nie skąd taki pomysł. Jak mogłabym bać się kogoś kto prześladuje mnie w każdym możliwym miejscu, pomyślałam patrząc w okno.
Ludzie nadal gonili, ścigając się z czasem, który bezskutecznie próbują zatrzymać. Oparłam głowę o szybę i patrzyłam na obraz, który składał się ze zlewających się w jedno, drzew, których korony z liści sięgały wysokich szczytów budynków, które z kolei stawały się szarą plamką mającą się nijak do rzeczywistości.
- Ohh przestań. Nie jestem nawet taki straszny. - zaśmiał się, a ten dźwięk sprowadził na dół moich placów miliony drobnych dreszczy, na których uczucie od razu się wyprostowałam. - Chociaż mogę się mylić. - zatrzymał samochód, przy dużym budynku, w którym umówiłam się z przyjaciółkami.
Jednak zamiast wysiąść mój świat zatrzymał się. Udało mi się zatrzymać czas, a w zasadzie Harry'emu, który nie powiedział nic złego, a mimo to, zaniepokoiły mnie jego słowa. Jednak nie wiedziałam czemu. Podświadomie przychodziły mi do głowy różne pomysły, lecz ten jeden sprawił, że krew w moich żyłach przyspieszyła.
- Co się stało Jo? - zapytał z napięciem w głosie, który wydał się jeszcze niższy. Poczułam jego dłoń na swojej. Buchający żar dostawał się do moich żył, przez co płonąca krew od środka raniła całe moje ciało. Splątał nasze palce ze sobą, a ja siedziałam w cieple samochodu trzęsąc się, tak jakbym w środku zimy wyszła na dwór pokryty białą, cienką kołderką śniegu, w samej bieliźnie. Czułam się tak jak wtedy.
- T ... ty mi to zrobiłeś. - szepnęłam i wyszarpując rękę z zadziwiająco delikatnego uścisku palców chłopaka wybiegłam z auta i jak najprędzej pobiegłam do wnętrza ulubionej kafejki.
-*-*-*-
Wytarłam mokre dłonie w papierowy ręczniczek, po czym bez patrzenia w lustro wyszłam z pomieszczenia zwanego łazienką. Wygładziłam przód ołówkowej, ciemnej spódnicy z wyższym stanem, która sięgała mi do kolan i ruszyłam wolnym krokiem w stronę biurka. Dziś zobowiązałam się do pomocy ojcu w jego kancelarii prawnej. Sekretarka wzięła w tym dniu dzień wolny, a wiedząc, że ojciec, który co prawda kocha to co robi, ale jednak się przepracowuje, postanowiłam pomóc mu. Mogłam przynajmniej umawiać mu spotkania, odbierać telefony i zrobić choć małą część jego papierkowej pracy, która wprost wylewała się z trzech wysokich szafek w biurze sekretarki.
Weszłam do pokoju i usiadłam przy biurku i jak na zawołanie zadzwonił telefon, który na szczęście zdążyłam odebrać.
- Kancelaria prawna Christian'a Stones'a. Pana Stones'a obecnie nie ma w biurze, czy mogłabym coś przekazać? - wyklepałam standardową formułkę, którą musiałam mówić, gdy taty nie było u siebie w pokoju. Umieściłam słuchawkę stacjonarnego telefonu między ramieniem, a uchem i wpisywałam kolejne zdania do protokołu, które jako moje najważniejsze zadanie, musiałam zrobić w pierwszej kolejności.
- Nie widzimy się już trzeci dzień, a ja nadal głowię się jak brzmi twoje pełne imię. - usłyszałam zachrypnięty głos po drugiej stronie, a po moim ciele przebiegły dreszcze.
- Skąd wiesz, że tu jestem? Dlaczego mnie prześladujesz? - zapytałam szybko drżącym głosem. Powiodłam dłoń do dużej słuchawki i trzymałam ją odciążając ramię. Oparłam się plecami o oparcie biurowego, wygodnego fotela. Nie czułam już tak ogromnego strachu jak przy spotkaniu twarzą w twarz, ale jedynie małą jego część. Resztę uzupełniało zdenerwowanie, pod wpływem, którego moje dłonie zrobiły się lepkie od potu.
- Nie prześladuje cię Jossie. - z nadzieją wypowiedział ostatnie słowo. - po prostu sprawdzam czy jesteś bezpieczna. - powiedział twardo, tonem, który nie pozwolił mi się odezwać i przez który w gardle poczułam suchość.
- Boje się ciebie. - wyszeptałam i odłożyłam słuchawkę, wcześniej naciskając guzik, by przerwać połączenie.
-*-*-*-
Gdy ruda sierść Cocco była już sucha, uczesana i puszysta zrobiłam maleńkiego kucyka na czubku jego małego łebka. Kotek fuknął na mnie, jakby obrażony i zeskoczył z moich kolan po czym zgrabnie podreptał do drzwi, by zniknąć za ich rogiem merdając puszystym ogonkiem. Przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się pierwszy raz tego dnia. W głowie cały czas miałam Harry'ego, który ... obserwował mnie i śledził. Stresowałam się na samą myśl o nim. Zbyt wiele słyszałam na jego temat, by tak po prostu przestać się martwić. Zbyt wielki strach wywoływał w innych chłopakach na samo wspomnienie o nim, więc co miałam powiedzieć ja, którą prześladował.
Podeszłam do biurka i włączyłam komputer. Usiadłam na wygodnym, obrotowym krześle i zalogowałam się na twitter'a. W oczy od razu rzuciła mi się liczba obserwujących, która znacznie wzrosła od wczorajszego wieczora. Moje interakcje szalały. Większość kierowanych do mnie tweetów tworzyły niezwykłą sprzeczność. Połowa pytała czy się boję, a druga, że mi zazdrości. Zjechałam na dół i odnalazłam winowajczą wiadomość od ... Harry'ego.

Zamknęłam laptopa i schowałam twarz w trzęsących się dłoniach. Dlaczego postrach całego, wielkiego miasta odzywa się właśnie do mnie? Czy ja zawsze muszę przyciągać problemy?
Jestem najbardziej pechową dziewczyną na świecie, pomyślałam i wzięłam głęboki oddech napełniając płuca do samego końca.
Z powrotem otworzyłam komputer, a po wpisaniu hasła moim oczom ponownie ukazała się strona z portalem społecznościowym. Odświeżyłam interakcje.
• Harry Styles i 26 innych osób zaczęli cię obserwować, głosił pierwszy napis jaki zauważyłam na samej górze. Rozszerzone ze zdenerwowania źrenice studiowały każdy tweet koleżanek i kolegów, oraz zupełnie nieznajomych ludzi, o których nigdy nie słyszałam.
1 nowa interakcja, komunikat pojawił się na białym tle.
To znów on. Przełknęłam ślinę, która zalegała w moich ustach.



To jest na pewno zły pomysł. Nie powinnam pisać z Harry'm.

Nie wiem dlaczego, ale mimowolnie na moje usta wpełzł uśmiech. Przecież chłopak, który wplątał się w wiele przestępczych działalności nie może pisać uroczych wiadomości.

Dosłownie po kilku sekundach otrzymałam następnego tweeta. Czy ten chłopak tylko czeka na wiadomości ode mnie?

- Jo! - usłyszałam krzyk swojego ojca z dołu. - Jo! - jego głos podniósł się jeszcze bardziej, lecz wciąż był łagodny przez co zrozumiałam, że ojciec sądził, że za pierwszym razem go nie usłyszałam. Wstałam z krzesła i wyszłam przez drzwi o mało co wpadając na leżącego w przejściu Coccolino. Podniosłam go i zaczęłam drapać za uchem, gdy schodziłam po schodach. Mruczał z uznaniem i zadowoleniem na moje czyny.
Usiadłam na schodkach, które nie przylegały do ściany. Nie były otoczone barierką, a miękka wykładzina na nich sprawiała, że to miejsce było idealne do tego bym mogła tam siedzieć.
- Tak tato. - powiedziałam i spojrzałam na niego kładąc kociaka na kolanach.
Mój ojciec Christian Stones siedział przy kawowym stoliku na kanapie i przeglądał listy, które właśnie przyszły.
- Do ciebie. Nie ma nadawcy. - powiedział podchodząc do mnie i podając mi kopertę, na której widniało moje niepełne imię i nazwisko.
- Dziękuję. - odparłam i uśmiechnęłam się lekko do ojca. Odpowiedział mi tym samym.
Mój ojciec był przystojnym mężczyzną o jasnych blond włosach, błękitnych oczach, ciut ciemniejszych niż moje, które miały w sobie drobinki szarości i zabójczo pięknym uśmiechu, na które składały się między innym lśniące, śnieżnobiałe zęby.
Rozwiódł się z moją matką, która jest alkoholiczką, i nie chce nic zrobić ze swoim problemem.
Ona nigdy mnie nie chciała i zostawiła nas jak byłam jeszcze małym siedmioletnim dzieckiem, dlatego wolę jej nie pamiętać.
Już dawno wyrzuciłam ją z pamięci.
Wstałam i pobiegłam ponownie na górę do swojego pokoju. Położyłam rudą kulkę na satynowej, cienkiej pościeli idealnej na letnie noce, a sama usiadłam obok marudzącego kota, który najprawdopodobniej beształ mnie w swoim języku za przekładanie go z miejsca na miejsce.
Otworzyłam kopertę,a po przeczytaniu zaledwie kilku słów moja krew zawrzała z wściekłości i rozczarowania.
Pod wpływem panującej w moich żyłam adrenaliny podeszłam do komputera i niewiele myśląc napisałam ostatniego tweeta do Harry'ego.

Rzuciłam się na łóżko i jeszcze raz spojrzałam na gładką białą kartkę, na której niestarannym pismem napisane było sześć słów.
"Jak to jest czuć się obserwowanym?"
Czy to na pewno Harry?

niedziela, 6 lipca 2014

03 .

Latarnie uliczne w tej części miasta były w bardzo dużej odległości od siebie, a do tego powoli gasły, nie dając wystarczającej ilości światła w ten ciemny i zimny wieczór. Chaotycznie rozglądałam się w poszukiwaniu schronienia i kryjówki, w której nikt by mnie nie znalazł. Biegłam ile sił w nogach. Moje stopy krwawiły przez wbijające się drobne kamyczki, odłamki szkła i kawałki drewna. Mój oddech był urwany i nierównomierny, przez szaleńcze tempo mojego biegu i rodzący się kolejny atak astmy. Powoli słabłam, siły opuszczały moje ciało, a nogi przestały słuchać i stopniowo zwalniały.
Cały czas słyszałam kroki tego mężczyzny i jego przeraźliwy śmiech tuż za plecami. Wydawało mi się, że gdyby wyciągnął ręce mógłby złapać mnie od razu.
Przez cały czas modliłam się cicho ku poruszając jedynie drżącymi wargami. Błagałam, by nic mi się nie stało. By to wszystko okazało się snem. Zwykłym koszmarem, z którego zaraz się wybudzę i po chwili o nim zapomnę, próbując ponownie usnąć.
Na ulicach nie było ludzi, po chodnikach nie błąkał się żaden człowiek. W domach nie paliły się światła. Nie miałam do kogo zwrócić się o pomoc.
Mój organizm był całkiem wykończony. Krwawiące stopy paliły żywym ogniem, choć i to jest stanowcze niedopowiedzenie. Przebiegłam przez pustą ulicę, która pokryta była jeszcze odrobinkę ciepłym asfaltem, który nagrzał się od całodziennego upału. Skręciłam w wąską, lekko oświetloną uliczkę, między budynkami, a na jej końcu spostrzegłam skrzący czerwoną poświatą szyld restauracji KFC.
Uśmiechnęłam się lekko i odetchnęłam z ulgą nie słysząc tupotu stóp za plecami.
Podniosłam oczy ku ciemnemu niebu, które oświetlały gwiazdki i błyszczący księżyc, posyłając krótkie "dziękuję".
Ostatkiem sił zbliżyłam się do wyjścia z wąskiej uliczki, starając się oddychać jak najciszej, jednak mój astmatyczny oddech nie pozwalał na głębokie zaciągnięcie się powietrzem.
Przystanęłam na moment. To miała być jedna maleńka chwila, lecz przede mną zmaterializowała się ciemna postać. Moje chore serce zatrzymało się, gdy zaczął podchodzić bliżej. Miał mnóstwo tatuaży. Na całych rękach. Na szyi, którą dostrzegłam wycofując się szybko.
Odwróciłam się i ponownie ruszyłam biegiem przed siebie, lecz tym razem jego śmiech, który dotarł do moich uszu, wyprzedziły ręce, które złapały mnie w talii. Jedna wytatuowana dłoń mężczyzny zatkała mi usta, gdy rozchylałam wargi, by zawołać o pomoc, która nie była mi dana.
- Mówiłem, że nie uciekniesz.- odezwał się nieznajomy. Poczułam jego oddech na płatki swojego ucha. Przejechał swoją ręką w górę mojego ciała i dotknął moich piersi przez cienką bluzeczkę. Z moich oczu wypłynęły łzy, które topiły się w skórze jego lodowatej dłoni. Próbowałam krzyczeć lecz zagłuszył każdy mój dźwięk. Próbowałam się wyrywać lecz jego zimne ciało blokowało każdy mój ruch. - Spokojnie. To zaboli tylko troszkę. - zaśmiał się do mojego ucha, kierując rękę do zapięcia moich spodenek.
*********
Obudziłam się z niemym krzykiem na ustach. Co noc ten sam koszmar. Co noc wydawał się być gorszy. Co noc odnajdywałam w nim całkiem nowe szczegóły.
Wyciągnęłam się na miękkim materacu, po czym napięłam mięśnie brzucha i podniosłam się do pozycji siedzącej. Satynowa kołdra leżała w dole mojego dużego łóżka, w którym mieściłam się razem z dwoma przyjaciółkami, gdy urządzałyśmy wieczory filmowe lub po prostu zasypiałyśmy po mogących trwać wiecznie damskich ploteczkach. Na niej leżał mój rudy kotek, który wyglądał na tle błękitnego nakrycia niczym maleńka piłeczka.
Przez zasłony przebijały promienie słońca, dzięki którym chciało się wstać z łóżka.
Przerzuciłam włosy na lewe ramię i zabrałam telefon z szafeczki po prawej stronie mojego łóżka. Odblokowując palcem ekran zobaczyłam wiadomości, których nie przeczytałam i nie wiedziałam o ich istnieniu.
Kliknęłam w migającą ikonkę równocześnie siadając po turecku na wygodnym materacu.
Od: Bella.
Jo miałaś zadzwonić. Martwimy się.
Otworzyłam kolejną wiadomość, przypominają sobek wydarzenia z poprzedniego wieczora.
Od: Eve
Odezwij się Jo. Jeśli ten kutas coś ci zrobił nie ręczę za siebie.
Uśmiechnęłam się czytając jej wiadomość. Była tak kruchą i tak strasznie brzydziła się przemocą, że nigdy nie zabiła nawet muchy, a co dopiero podnieść rękę na człowieka. To właśnie była prawdziwa przyjaciółka. Oddałaby za mnie swoje życie.
Wstukałam oba numery w miejsce odbiorcy i napisałam " Możemy się spotkać? W Ice cream & Café o 13. " - wysłałam wiadomość przyjaciółkom, które zapewne z niecierpliwością czekały na jakieś wieści ode mnie.
Nie czekając na i tak na pewno pozytywną odpowiedź zeszłam z łóżka słysząc jak mój kot mruczy na mnie najprawdopodobniej ze złością za to, że zakłóciłam jego cenny spokój. Podeszłam do szafy, której duża powierzchnia została wmurowana w ścianę. Otworzyłam jej drzwi i weszłam do niewielkich rozmiarów pomieszczenia, z którego wyciągnęłam czerwone spodenki z wysokim stanem, wrzosową bokserkę, dżinsową kamizelkę i czerwone trampki przed kostkę, które należałoby wyczyścić.
Po kilu minutach porannej toalety, ubraniem się, zakręceniem delikatnych fal do połowy moich długich blond włosów, pościeleniem łóżka i zabraniem z szafki telefonu zeszłam na dół.
Ostrożnie ominęłam szafkę, która wczoraj zraniła mój palec u nogi i skierowałam się do kuchni, by zlikwidować suchość w ustach.
Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej dzbanek świeżego soku pomarańczowego, który przed pójściem,do pracy zawsze wyciskał mój ojciec.
Z szafki nad blatem wyciągnęłam wąską, wysoką szklankę do której nalałam napoju i upiłam łyk, po czym wyszłam z domu, wcześniej zabierając klucze i pieniądze, które schowałam do kieszeni spodenek.
---
Dlaczego ja zawsze muszę się spóźniać? Dlaczego nigdy nie mogę dotrzeć na czas w umówione miejsce?, mówiłam,do siebie w myślach, starając się iść szybciej, lecz na tyle spokojnie, by nie dostać kolejnego ataku astmy.
Lubiłam chodzić powoli. Patrzeć na ludzi, którzy gonią za życiem, ścigają się z czasem, wpadają w rutynę codziennych czynności i obowiązków, pędzą za miłością i zrozumieniem, które nadejdą same wcześniej czy później. Miłość przyjdzie bez pośpiechu, a gdy już nadejdzie, całkowicie zawróci w głowie, wedrze się do serca i ociepli wnętrze. Jaka jest więc definicja miłości?
Wycie klaksonu wyciągnęło mnie z moich bezsensownych rozmyślań nad miłością, której się boje. Przekręciłam głowę w bok, moje oczy rozszerzyły się w strachu.
Proszę, to musi być sen, powiedziałam do siebie w myślach, widząc ten sam czarny, duży samochód, którym wczoraj odwiózł mnie do domu brunet, którego imienia nie pamiętam.
Moje dłonie zaczęły trząść się z przerażenia, gdy zaczęłam uciekać. Moje nogi niosły mnie szybciej niż mogłoby mi się wydawać. Jak w moim koszmarze uciekałam przed mężczyzną z tatuażami. Jak w moim koszmarze szybko straciłam siły. Mijałam ludzi patrzących na mnie z zaciekawieniem lub gniewem, gdy któryś został przypadkowo przeze mnie popchnięty.
Odwróciłam się by zobaczyć w jakiej odległości ode mnie jest szmaragdowooki.
Potknęłam się, a moje ciało bezwładnie runęło na chodnik.
- Kurcze. - syknęłam z bólu, gdy poczułam jak bardzo jedno z moich kolan jest zdarte. Przeniosłam ciężar ciała na drugie kolano by zaraz usiąść na pupie na zadbanym chodniku.
- Jo! Do jasnej cholery, nic,ci nie jest? - zapytał brunet, który wypatrzył moją sylwetkę wysiadając z samochodu. - O kurwa. - wypowiedział brzydkie słowo na co od razu się skrzywiłam. Ukucnął przy mnie. Jego postawne ciało przykuło moją uwagę. Ubrany był w czarne spodnie, białe buty i białą koszulkę, przez którą widziałam czarny tusz zdobiący jego tors. - Chodź Piękna. - powiedział i szybko, nie czekając na moje pozwolenie wziął mnie bez trudu na ręce. Trzęsłam się cała ze strachu. Odebrało mi mowę. Czy on coś mi zrobi? Czy mogę czuć się bezpiecznie? - Nie bój się mnie Piękna. Ochronię cię. - powiedział troszkę zły, odpowiadając na moje pytania, których nie zadałam. Czy on czyta mi w myślach?
Dłoń, którą trzymał na moich plecach zastąpił kolanem i otworzył drzwi pasażera sadzając mnie tak by nowi wystawały mi poza auto.
- Zaczekaj tutaj. - w jego oczach czaiła się niepokojąca złość i złowróżbny błysk, co w znaczenie większej części kazało mi zostać w samochodzie i nie ruszać się z miejsca.
Po chwili Harry wrócił, nie dając mi więcej czasu na przypomnienie sobie jego nazwiska z apteczką w ręce.
Schylił się nawet zdecydowanie za nisko i prawie potarł nosem o moje biodro kładąc czerwone pudełko pod siedzeniem, które obecnie zajmowałam.
Przesunęłam się lekko w bok, natrafiając na opór, pochodzący od oparcia fotela. Harry podniósł się uśmiechając się pod nosem ze swojego czynu. Momentalnie zaczerwieniłam się i przygryzłam wargę, co stało się moim nerwowo-wstydliwym nawykiem.
Jego oczy wpatrzony były w moje, gdy odkręcał buteleczkę z wodą utlenioną. Kolczyk w jego brwi połyskiwał w słońcu, ale i tak nie mogłam skupić się na niczym prócz jego oczu. Były piękne. Przerażająco piękne. Skrywające tajemnice. Wypełnione tą dziwną ciemnością.
Po chwili wziął moją małą dłoń z mojego prawego kolana i przejechał nosem po jej poranionym wnętrzu.
- Trzymaj mnie za rękę Piękna. Pozwól mi odczuwać z tobą ból, który czujesz z mojej winy. - powiedział. Złapałam dwa jego długie, ciepłe palce, które owinęłam całą dłonią. Spojrzałam na dół, gdy kierował buteleczkę z wodą na moją krwawiącą nogę.
- Hej, hej ... - zawołał mnie i wsadził opakowanie między wolne palce ręki, którą trzymałam. Drugą podniósł mój podbródek, po czym palcami wskazał swoje oczy. - patrz tutaj. - szepnął. Zrobiłam to co kazał. Uśmiechnął się lekko, uświadamiając sobie, że robię to co mi karze z powodu strachu. - Zaszczypie Piękna. - szepnął po czym wylał płyn odkażający na moje kolano. Zacisnęłam powieki i ścisnęłam mocniej jego palce podczas gdy swoim kciukiem gładził moje kłykcie.
Szybko oczyścił moją nogę, a gdy już otworzyłam oczy kazał mi cały czas patrzeć w jego tęczówki, gdy on już lekko schylił się by wyjąć plaster na jak się okazało niewielką ranę. Lubił być obserwowany.
- Może być z księżniczkami Piękna? - zapytał i z uśmiechem pokazał mi plasterek, na którym widać było wizerunki disneyowskich księżniczek na różowym tle. Pokiwałam niepewnie głową, nie będąc pewna jakiej odpowiedzi się spodziewa. Zaśmiał się, lecz ten dźwięk szybko zastąpiła głucha cisza między nami. Gdy moje kolano zdobił już dziecięcy plasterek zrobiło się jakoś niezręcznie. Co chwila odwracałam wzrok by tylko na niego nie patrzeć, lecz jego onieśmielająca aura nakazywała mi w końcu spojrzenie w jego zielone tęczówki.
- Byłbym zapomniał. - jego głos był jeszcze bardziej zachrypnięty, przez co po moim ciele przeszły ciarki. Pochylił się i pocałował mnie tuż nad obojczykiem. Tak gdzie pocałował mnie wczoraj dwa razy. Nie wiem dlaczego, ale chciałam poczuć jego ciepłe idealne wargi i lodowaty kolczyk jeszcze raz, by zaraz potem całkiem zniknął z mojego życia i pozostał jako wspomnienie.


Ode mnie: Mam nadzieję, że ktoś czyta moje ff ... ;)
W zakładkach pojawiła się obsada, jakby ktoś miał ochotę zerknąć . Jeśli tylko pojawi się nowy bohater to zaktualizuje listę listę ... ;>

niedziela, 20 kwietnia 2014

02 .

Głowa bolała mnie, a skronie pulsowały w bardzo szybkim tempie po głośnych wybuchach fajerwerków, które oświetlały różnymi kolorami i ich odcieniami nocne, ciemne niebo, które na dzisiejszą noc nie przywdziało na siebie tak licznej kołderki gwiazd jak zwykle. Powoli włóczyłam nogami po ciemnym żwirze, którego maleńkie odłamki co jakiś czas wpadały do moich trampek. Wiatr przestał już tak bardzo wiać, dzięki czemu mogłam przestać co sekund poprawiać swoją sukienkę, która teraz spokojnie falowała nad moimi kolanami.
Proszę, proszę jedźmy już do domu, zabłagałam w myślach Tristan'a, który jako jedyny wśród nas wszystkich był chłopakiem. Koledzy zazdrościli mu obracania się w kręgu płci pięknej, ale on tylko darzył ich swoim przemiłym uśmiechem.
- Bells, Eveie, nasza Jo chciałaby już chyba jechać. - powiedział chłopak, a ja obdarzyłam go wdzięcznym spojrzeniem, odwracają tym samym wzrok od swoich przybrudzonych, białych conversów.
Tristan Clark był wysokim, umięśnionym brunetem, przy którym zwykle czułam się jak mała dziewczynka. Miał mądre brązowe oczy i śliczny uśmiech, który zatrzymywał serca wszystkim dziewczyną z sąsiedztwa. Jednak mój najlepszy przyjaciel czuł do mnie coś ponad miłość przyjacielską. Żywił do mnie głębsze uczucia, a ja nie potrafiłam mu ich odwzajemnić
Nie dlatego, że na to nie zasługiwał, bo był najlepszym facetem jakiego kiedykolwiek miałam przyjemność spotkać, ale ja nie potrafiłam w pełni mu zaufać. Nie potrafiłam zaufać żadnemu mężczyźnie.
Mój przyjaciel ubrany był w dżinsy lekko poobcierane na kolanach co było po prostu modne, i brązową koszulkę.
Odwróciłam od niego wzrok i powiodłam spojrzeniem do już częściowo opustoszałego parkingu, który jednak nadal mieścił niezliczoną ilość samochodów. Pijani ludzie stali wszędzie. Wszędzie też leżały opakowania po papierosach potłuczone butelki i kubeczki po trunkach.
Usłyszałam niezadowolone jęki przyjaciółek, które popijały ostatnie łyki z czerwonych, plastikowych kubeczków. Wywróciłam oczami i przerzuciła długie włosy koloru ciemnego blondu na prawe ramię wcześniej przeczesując je palcami.
Nie mialam pojęcia, która jest godzina, ale wydawało mi się, że minęły całe wieki od rozpoczęcia mojej godziny policyjnej.
Przeszłam po suchej, nie pamiętającej od jakiegoś czasu deszczu, trawie i stanęłam przed maską samochodu Tristana czekając, aż dowlecze się do niego i otworzy, bym mogła wsiąść do środka i ochłodzić się w jego klimatyzowanym wnętrzu.
Dziewczyny powoli doszły do auta, a Trist jak na prawdziwego dżentelmena przystało otworzył im drzwi, na co cicho zachichotały, zresztą podobnie jak ja. Zawsze uważałyśmy to szarmanckie zachowanie chłopaka za urocze.
Wczłapały się na tył niedużego samochodu, który brunet dostał od dziadków. Zamknął drzwi dziewczyn i otworzył te, które prowadziły na miejsce dla pasażera.
Uśmiechnęłam się przyjaźnie napotykając mądre tęczówki chłopaka.
- Jo! - usłyszałam krzyk za moimi plecami nawołujący moje imię, gdy już miałam wsiadać do samochodu.
Sądziłam, że to pomyłka. Że to nie chodzi o mnie, ale zaraz rozpoznałam ten głos. Moje oczy otwarły się szeroko w ponownym przerażeniu, a dłonie zaczęły drżeć. Nerwowo ciągnęłam palcami końcówki swoich włosów, a zębami skubałam dolną wargę. - Jo, Słońce. Chodź do mnie. - usłyszałam ostry ton głosu, na którego dźwięk nawet nie mam pojęcia czemu, ale odwróciłam się do niego twarzą. Teraz mocno zagryzłam wargę by zapanować nad jej drżeniem i stopniowo podnosiłam głowę ku górze.
Jego stopy, podobnie jak moje, zdobiły białe conversy, tyle, że jego wręcz lśniły jasnym, niczym nie zbrudzonym materiałem. Czarne spodnie zakrywały jego nogi, a szara koszulka tors. Na nagich ramionach szmaragdowookiego przybysza była niezliczona ilość tatuaży, które same w sobie mnie przerażały. Do niedawna w mojej głowie istniało przekonanie, że jedynie więźniowie robią sobie takie malunki na ciele.
Niepewnie spojrzałam w jego oczy i pokręciłam głową, raz w lewo, raz w prawo, niemo oznajmując mu, że nie chce do niego iść.
Po wyrazie jego twarzy zorientowałam się, że niecierpliwił się, a jego oczy wyrażały narastającą złość wywołaną moim sprzeciwem.
- Proszę ... - powiedziałam poruszając jedynie wargami, w jego kierunku nie będąc w stanie zdobyć się na choćby najcichszy szept.
- Moja mała Jo. - powiedział z uśmiechem na malinowych ustach, których kształt zakłócał metal kolczyka dolnej wargi. W jego policzkach pojawiły się głębokie dołeczki, które rozświetliły całą jego twarz. Jedna, maleńka, nic nie znacząca część mnie dała się uwieść jego urokowi, ale ta większa, w pełni racjonalna, pozostała na to niewzruszona, ale za to objął ją większy strach, co zauważył i zdawało mu się podobać.
Kto normalny cieszy się wywołując u innych przerażenie?, zapytałam siebie w myślach.
- Jo, wsiądź do samochodu. - powiedział Tristan, o którego obecności dopiero co sobie przypomniałam. Jego tęczówki zahipnotyzowały mnie i prócz nich nie widziałam przez chwilę kompletnie nic. Dotknął mojego ramienia przywracając mnie całkowicie do rzeczywistości.
Wszystko stało się tak szybko.
Mój przyjaciel przygwożdżony do boku swojego samochodu, przez bruneta z burzą loków na głowie, który uwięził w zaciśniętych pięściach koszulkę Tristana.
- Nigdy. Więcej. Jej. Kurwa. Nie. Dotkniesz. - wycedził przez zaciśnięte zęby. Linia jego szczęki była doskonale widoczna. Każdy detal jego ostrej teraz twarzy zapisała mi się w pamięci pewnie na bardzo długi czas.
Zakryłam dłonią usta kiedy pięść szmaragdowookiego wylądowała na brzuchu mojego przyjaciela, który zwinął się z bólu, albo próbował, bo żelazny uścisk jego oprawcy nie pozwalał mu na zmienianie pozycji.
W gardle miałam sucho. Nie byłam w stanie się odezwać, choć wiedziałam, że powinnam.
- Jeśli, jeszcze raz zobaczę, usłyszę, dowiem się, a wiedz, że się dowiem, że ją dotknąłeś oderwę ci pieprzone łapy! - warczał brunet z przeraźliwym błyskiem w oku. Raz po raz jego pięść spotykała się z różnymi częściami ciała Tristana. Mimo, że nie widziałam jego twarzy dokładnie, mogłam stanowczo stwierdzić, że ma co najmniej złamany nos.
- Harry... - szepnęłam cicho. Nie zareagował, choć wiem, że mnie słyszał, ale ponownie wymierzył cios tym razem nie w twarz, a brzuch mojego przyjaciela. - Harry, pojadę z tobą, pojadę, tylko go puść. - wyłkałam, w tym momencie poczułam łzy spływające po moich policzkach. - Nie rób mu krzywdy. - szepnęłam, próbując nie narażać głosu na drżenie, które jednak okazało się nieodłącznym elementem mojej wypowiedzi.
Brunet odwrócił głowę w moją stronę. W pociemniałym, przerażających oczach błysnęło odbicie błyszczącej tarczy księżyca. Puścił mojego przyjaciela, jak go prosiłam, choć wyobrażałam sobie to inaczej. Ostatkiem sił Tristan podtrzymał się auta by nie upaść. Właśnie pierwszy raz w życiu dwóch chłopców biło się o mnie.
- Wsiadaj do auta. - wyszeptał na bezdechu poraniony chłopak. Nie chciał by coś mi się stało. Znowu. Podobnie jak dziewczyny, które właśnie obrzucały Harry'ego siarczystymi bluźnierstwa, których nawet nie pomyślałabym wymówić.
Miałam trzy możliwości.
Pierwszą z nich było wejście do samochodu i zatkanie uszu by nie słyszeć zbolałych jęków przyjaciela, którego ON zapewne dalej okładał by pięściami.
Drugą opcją było uciec gdzie pieprz rośnie, modląc się przy tym by ON mnie nie dogonił, lub bym nie przewróciła się, co byłoby prawdopodobne zauważając moją chorobliwą niezdarność.
Dwie pierwsze opcje nie wchodziły w grę, dlatego pozostaje mi jedynie trzecia. Jechać z Harry'm.
- Zadzwonię, gdy b ... będę już w domu. - uśmiechnęłam się lekko do dziewczyn, które właśnie pomagały wejść do auta Tristanowi, po czym spuściłam wzrok na buty, odchodząc od odjeżdżającego samochodu.
- B ... bo ty ... zabierzesz mnie do ... domu, prawda? - zapytałam cicho stojącego przede mną Harry'ego.
Wiatr ponownie otoczył moje ciało, radośnie szeleszcząc liśćmi na pobliskich drzewach. Zawirował wokół nas i porwał w górę moją sukienkę, którą zatrzymałam dopiero wysoko na udach, wyglądając przy tym jak Marilyn Monroe ze słynnej sceny ze "Słomianego wdowca". Spłonęłam gorącym rumieńcem, gdy dodatkowo usłyszałam jak brunet zaciąga się powietrzem, zasysając je głośno przez usta.
- Jeśli właśnie tego chcesz Piękna. - odpowiedział i powłóczył palcem po moim różowym policzku. Zadrżałam i odsunęłam się kręcąc głową.
Podniosłam na niego wzrok. Jego twarz ku mojemu zdziwieniu była łagodna, a usta przyozdabiał szeroki uśmiech.
- Nie uciekaj Jo. - pokonał dzielącą nas odległość i splótł swoje palce na mych plecach, zamykając mnie w swoich muskularnych ramionach. - Zawszę cię złapię. - szepnął do mojego ucha otaczając mnie miętowym oddechem. Moje ciało dziwnie reagowało na jego bliskość. Dziwnie czułam się, gdy był obok.
- Nie, Harry. Proszę nie dotykaj mnie. - szepnęłam kiedy przejechał nosem po moim policzku. Puścił mnie i próbował wziąć jedynie moją dłoń, ale szybko ją zabrałam i nie pozwoliłam mu jej dotknąć. Nie zniosę więcej kontaktu fizycznego między nami. - Ja się przejdę. - powiedziałam i zadziwiająco szybko odwróciłam się i odeszłam kawałek. Na parkingu zebrał się tłum pijanych imprezowiczów płci przeciwnej, który patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. Bałam się. Bardzo się bałam. Moje dłonie znów zaczęły się trzęść, a ja znów zaczęłam zębami skubać wargę.
Poczułam duże, silne i bardzo ciepłe dłonie oplatające moją talię. Przez,moje ciało przeszły dreszcze, a krew znów zapłonęła w żyłach. Wiedziałam, że to Harry. Z łatwością podniósł mnie, jedną rękę trzymając na moich plecach, drugą pod kolanami trzymając dodatkowo materiał podwiewającej sukienki.
- Tylko ja mogę tak na ciebie patrzeć Jo. Bo ty jesteś tylko moja. - wycedził zaborczo przez zaciśnięte zęby.
Że co?
-*-*-*-
Drżącymi dłońmi otworzyłam drzwi do domu. On nadal siedział w samochodzie przy podjeździe. Po co tam poszłam? Nigdy nie chodzę na imprezy, więc dlaczego poszłam teraz?
Weszłam cicho do domu i zamknęłam za sobą drzwi na dwa zamki.
Jak najciszej próbowałam przejść w ciemności na piętro, do mojego pokoju, ale moja niezdarność utrudniła mi to zadanie, wychodząc dzisiaj wyjątkowo poza skalę.
- Au! - syknęłam przez zaciśnięte zęby, gdy mój palec u nogi spotkał się bliżej z szafką przy schodach.
Pokonałam dystans stopni i otworzyłam drzwi po lewej stronie schodów.
W moim pokoju było duszno, więc znając na pamięć jego rozkład otworzyłam okno balkonowe, by jak najszybciej spuścić do środka świeże powietrze. Podeszłam ponownie do drzwi i znalazłam włącznik światła na szaro - błękitnej ścianie. Na puszystej wykładzinie koloru jasnego nieba, zobaczyłam małą, rudą kuleczkę z białą plamką na różowym nosku, która patrzyła na mnie hipnotyzująco bursztynowymi oczkami, próbując przednią łapką zedrzeć czerwoną wstążeczkę z szyi.
Podeszłam do łóżka i z pod poduszki wyjęłam czarną koszulkę na ramiączka i kolorowe szorty, w których zwykłam spać. Minęłam kotka, który nadal zajęty zdejmowaniem wstążki za bardzo nie przejął się moim istnieniem, wyszłam z pokoju i przechodząc cichutko przez korytarz weszłam do mojej małej łazieneczki.
Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby, ubrałam i z powrotem podążyłam do pokoju by wreszcie móc odpocząć.
Przeciągle ziewnęłam otwierając drzwi pokoju, w którym przez piętnaście minut mojej nieobecności zdążyło się wychłodzić.
Moje serce stanęło, a oddech stał się płytki i bardzo ciężki, gdy na moim łóżku zobaczyłam postawną sylwetkę pokrytą tatuażami, burz loków, szmaragdowe tęczówki i przygryźniętą wargę Harry'ego, na którego kolanach spał mój ukochany kotek.
- Zapomniałem o czymś Piękna. - powiedział uwodzicielskim głosem ostrożnie odkładając mojego kota na miękki materac. Jego głos sprawił, że po ciele przybiegły mi miliony drobnych dreszczy.
Wstał i powoli, świadomy każdego swojego ruchu, emanujący pewnością siebie ruszył w moją stronę.
Czerpał przyjemność z tego jak bardzo góruje nade mną wzrostem, bezproblemowo zaglądając w dekolt mojej bluzki, patrząc na moje nagie piersi.
Odrzucił na plecy moje włosy i musnął gorącymi wargami i zimnym kolczykiem miejsce nad moim obojczykiem. Miejsce, które sprawiało, że drżałam przy jego pocałunkach. Iskry dotarły do każdego skrawka mojego ciała. - Dobranoc Jo. - szepnął z szelmowskim uśmiechem na ustach i opuścił mój dom przez otwarte balkonowe drzwi, tak jakby nic się nie stało.

sobota, 1 marca 2014

01 .

Nie wiem dlaczego dałam się namówić na tą krótką, zwiewną sukienkę. Powinnam była założyć moje stare, znoszone i lekko poprzecierane na udach i kolanach dżinsy, które mimo tych niedoskonałości, były najwygodniejszą i najpraktyczniejszą rzeczą z całej nieco skromnej garderoby.
Pudrowy, delikatny materiał unosił się i powiewał, gdy subtelne podmuchy czerwcowego, wieczornego wiatru wirowały radośnie wokół mojego ciała.
Czułam się naga. Jedno proste, wręcz banalne słowo mogło opisać to co dzieje się w mojej głowie. Określało cały bałagan jaki tam panował. Rozejrzałam się w roztargnieniu szukając moich przyjaciół wśród zbierającego się tłumi ludzi, ale dostrzegałam tylko nieznane twarze. Mój strach obserwowali z politowaniem wymalowanym na uśmiechniętych buziach.
Zaczęłam kręcić pasmo włosów na wskazującym palcu, co miałam w zwyczaju robić denerwując się.
Przygryzłam wargę sunąc wzrokiem po starych budynkach, które czasy swej świetności miały już dawno za sobą. Lampy uliczne zaczynały powoli się zapalać, rażąc zebranych neonowym światłem żółtego w ciepłym odcieniu.
Ponownie obciągnęłam materiał sukienki i cofnęłam się kilka kroków, by opuścić miejsce comiesięcznej imprezy, która miała miejsce właśnie tutaj. Z każdą sekundą, zdawało się przybywać co najmniej kilkoro młodych ludzi, którzy chętni byli do zabawy.
Odwróciłam się nadal cofając i ku mojemu przerażeniu wpadłam w umięśniony, twardy tors jakiegoś mężczyzny.
Na swojej wąskiej talii czułam jego duże, silne dłonie. Przez delikatny materiał czułam żar jaki od niego bił. Przez moje ciało przeszły iskry, które spowodowane były tym niebezpiecznym dotykiem. Szybko odsunęłam się od mężczyzny, który nie wydawał się przejmować tym, że przed sekundą wpadłam w jego ramiona narażając go na siniaki i inne kontuzje.
- Bardzo przepraszam. - powiedziałam cicho ponownie tracąc równowagę spowodowaną nagłym ruchem. Moje ciało nie było na to przygotowane. Mimo, że moje stopy odziane były w białe conversy, a nie szpilki, które próbowała, prawie siłą założyć mi na nogi moja przyjaciółka Bella.
Silne ręce nieznajomego powstrzymały mnie przed upadkiem. Poprawiłam sukienkę, która za bardzo pięła się w górę mojego ciała i przygryzłam ponownie dolną wargę, zawstydzona wrodzoną niezdarnością.
Nie miałam odwagi spojrzeć na nieznajomego. Zbyt bardzo onieśmielała mnie jego aura, którą dostrzegałam mimo, że moje tęczówki koloru jasno niebieskiego nieba nie dotknęły spojrzeniem, ani razu jego ciała.
- Dlaczego jesteś tutaj sama, Słońce? - usłyszałam jego chrapliwy głos tuż przy moim uchu. Ten dźwięk sprawił, że po moim ciele przeszły liczne dreszcze, które swoje miejsce znalazły w dole mojego kręgosłupa. Słońce? Ja nie jestem jego słońcem! Dlaczego powiedział to tym swoim rozkosznie uwodzicielskim głosem? Mimo, że bardzo chciałam uciec, wiedząc, że przebywanie z jakimkolwiek osobnikiem płci przeciwnej jest dla mnie zbyt niebezpieczne i przerażające, nie mogłam ruszyć się z miejsca, jakaś nieznana mi dotąd siła przytrzymywała mnie w miejscu.
- N ... nie jestem ... tu s... sama. - wyszeptałam z trudem, drżącym ze zdenerwowania głosem. Zaczęłam kręcić na palcu już lekko prostującą się delikatną falę, na końcu moich włosów co jakiś czas przyglądając się francuskiemu manicure'owi, który zdobił moje długie paznokcie. Na policzku poczułam tą samą, ciepłą dłoń, która wcześniej uchroniła mnie przed upadkiem. Zadrżałam na ten fizyczny kontakt. Bałam się go. Bałam się każdego dotyku, którym próbowała mnie darzyć płeć przeciwna.
Jednak ten dotyk różnił się czymś. Nie był nachalny, ale też nie był jak ostrożny. Od razu zrobiło mi się gorąco, a krew w moich żyłach wydawała się płonąć prawdziwym ogniem, który ogrzewał całe moje ciało, jednak nie bardziej niż żar jego skóry.
Przesunęłam lewą stopę w tył, wywołując przy tym nieprzyjemny dla uszu dźwięk tarcia, by zaraz całkiem, obudzić się z transu, który wywołał swoim głosem i ostrożnie odsunąć się od nieznajomego.
Mój wzrok wędrował po jego umięśnionym ramieniu, które pokrywały liczne blizny i czarny tusz pod skórą, który rodził niemożliwe malunki na jego ciele.
- Nie próbuj. - powiedział ostro, a ja z powrotem spuściłam wzrok na czubki swoich przybrudzonych kurzem trampek.
Długie ręce chłopaka, ku mojej rozpaczy odnalazły drogę do mojej talii. Splótł swoje palce w dole moich pleców i bez trudu przyciągnął mnie do siebie. Nie byłam wysoka, ani gruba, ale przez zaokrągloną pupę, szerokie biodra i pokaźnych rozmiarów biust, który wolałam ukrywać w głowie zwykłam nazywać siebie pulchną.
Podniosłam wzrok, który nadal tkwił w posypanej grubym żwirem ziemi, na chłopaka Bez Imienia. Po raz pierwszy moje jasno niebieskie tęczówki.
- Nie uciekniesz ode mnie Słońce. - znów odezwał się, a gdyby nie strach, który zapanował nad każdą komórką mojego ciała, zapewne rozpłynęłabym się w uścisku jego ramion. - Spójrz na mnie Piękna. - obdarzył mnie ponownym komplementem, na co moje policzki przybrały odcień wściekłego różu. Podniosłam powoli głowę w górę przez co, wzmocnione nieco silniejszym podmuchem wiatru, moje włosy zawirowały w powietrzu.
Moje oczy otworzyły się jeszcze szerzej, choć nie sądziłam , że to w ogóle możliwe. Puls galopował w bardzo szybkim tempie i mogłabym założyć się, że on również go słyszy, a oddech spłycił się, w ustach czułam całkowitą suchość.
Moim oczom ukazało się niepokojące piękno, niebezpiecznego mężczyzny. W mojej głowie powoli zawirowały pojedyncze fakty o nim, które opowiedziała mi Eve. Pokręciłam głową, by wyrzucić te myśli i zamiast na nich skupiłam się na znajomym z opowiadań przyjaciółki wyglądzie chłopaka.
Pierwsze co zobaczyłam to hipnotyzująco szmaragdowe tęczówki, które świeciły swoim własnym blaskiem. Tak jakby w nich ukryły się miliony maleńkich gwiazd, które teraz skrzyły tylko w jego oczach. Zauważyłam kolczyk w jego brwi, który zdecydowanie dodawał mu charakteru, którego najwyraźniej mu nie brakuje. Zjechałam spojrzeniem w dół jego twarzy na idealnie wykrojone usta, których dolną wargę zdobił metal kolejnego kolczyka. Aureola loków unosiła się w powietrzu napędzana wirem delikatnego ciepłego wiatru. Zaparł mi dech w piersi. Niemożliwe by ktoś z tak anielskim wyglądem kilka razy stawał przed sądem, za różnego rodzaju przewinienia, które mimo wszystko mnie przerażają. Oparłam dłonie na torsie chłopaka Bez Imienia próbując odepchnąć siebie, albo jego, ale pod palcami wyczułam tylko wibracje, która po chwili urzeczywistniła się przez dźwięczny śmiech, który zawładnął każdą moją błąkającą się myślą.
- Powiedz jak masz na imię. - zażądał i bez najmniejszego problemu przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej. Dobrowolnie nie byłam tak blisko z żadnym mężczyzną. W desperacji starałam się odsunąć się chociaż maleńki kawałeczek, ale byłam za słaba w porównaniu do niego. - Po prostu je powiedz. - wyszeptał mi na ucho równocześnie całując jego płatek. Skóra tam paliła. W moich oczach wzbierały się łzy, ale nie mogłam mu pokazać, że się boję.
- Nie. Proszę, puść mnie. Powinnam wracać. - mówiłam cicho błagalnym głosem, który łamał się z każdym wypowiadanym słowem. Podniosłam niepewnie wzrok na jego twarz, która delikatnie mówiąc wyrażała niezadowolenie. Moja odmowa wydawała się być dal niego czymś obcym. Zielone tęczówki jakby pociemniały, a usta utworzyły wąską linię, porzucając idee onieśmielania mnie idealnym kształtem swoich malinowych warg.
Naparł swoimi biodrami na moje rozluźniając przy tym mocno zaciśniętą szczękę, ale napinając mięśnie swoich ramion, jeszcze bardziej utrudniając mi ucieczkę, która i tak wydawała się być niemożliwa.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu znajomych twarzy, ale nie dostrzegłam nikogo, oprócz tańczących w rytm własnej muzyki pijanych imprezowiczów.
Spojrzałam na jego twarz, którą tym razem zdobił szeroki uśmiech. Okalały go dwa dołeczki, które w żadnym razie nie pasowały do jego przerażającej aury. Wyraźnie czerpał przyjemność z tego, że wywołuje u mnie uczucie strachu. Kto normalny, do jasnej ciasnej cieszy się z czyjegoś przerażenia?!
- Proszę ... - wyszeptałam tak cicho, że sama ledwo się dosłyszałam.
Moje intensywnie błękitne oczy rozszerzyły się kiedy delikatnie poruszył swoimi biodrami. Dużymi, ciepłymi dłońmi oplótł moją twarz, trzymając moje policzki w delikatnym uścisku.
Pochylił się dość znacznie i przyłożył gorące usta do mojej szyi. Obdarowywał ją pocałunkami wypalając ścieżki w mojej skórze, które schładzał metalem swojej biżuterii.
Pogłębił dekolt mojej sukienki i pocałował miejsce nad moim obojczykiem, co sprawiło, że zadrżałam. Moją szyję pokryła gęsia skórka, gdy dmuchnął ciepłym powietrzem na tą część mojego ciała.
- Taka wrażliwa. - powiedział z uśmiechem na rumianych, wilgotnych wargach. - Taka niewinna. - wplątał długie palce w moje rozpuszczone tańczące w wirze wiatru włosy i oparł czoło o moje. Nie byłam w stanie się ruszyć. Stałam i jak sparaliżowana patrzyłam w jego tęczówki, a jedynym ruchem jakie wykonywało moje ciało było niemiarowe unoszenie się klatki piersiowej w płytkim od nasilającego się strachu oddechu. - Taka piękna. - spróbowałam jeszcze raz odepchnąć się od niego, dłońmi, które nadal spoczywały na torsie nieznajomego, ale ani drgnął.
Słony płyn wypełnił moje oczy, ale zamrugałam szybko by się go pozbyć.
- Nie płacz, Aniele. -przejechał kciukami po moich drżących ustach, które zdradzały mój stan.
- M... mam na imię J ... Jo. - rzekłam cicho, patrząc w jego hipnotyzujące oczy, których niebezpieczne piękno całkiem zbiło mnie partykułu.
- Jestem Harry, Jo. - powiedział i ponownie zbliżył usta do mojego obojczyka. Złożył nad nim delikatny pocałunek, dokładnie w tym samym miejscu co poprzednio. W miejscu, w które uwielbiałam być całowana. - Moja mała Jo. - wyszeptał w moją skórę zanim puścił mnie i odwrócił odchodząc w kierunku znanym jedynie sobie. Zamknęłam oczy instynktownie dotykając obojczyka. Zwilżyłam językiem suche wagi, bijąc się z myślami.
- Jo! - usłyszałam głośny, przerażony krzyk Belli za plecami.
A, gdzieś ty była jakieś pięść minut temu?, pomyślałam i przewróciłam oczami, by zaraz odwrócić się w stronę przyjaciółki.
---
- Oh Jo ... zostań z nami jeszcze chwilkę. - zaskomlała Eve i złożyła dłonie jak do modlitwy, błagając tym samym bym poddała się jej wcześniejszym słowom. Nie podobała się perspektywa wracania do domu jeszcze później. Było grubo po 22.00, a ja spałam dziś niecałe trzy godziny dlatego nie pogardziłabym wtuleniem głowy w miękkiego "jaśka".
- Jeszcze nie widzieliśmy fajerwerków. - dodała Bella po czym wydęła wargę.
Właśnie odbywała się impreza z okazji "Obchodów Pełni Księżyca", którą kilka lat temu wymyśliła młodzież naszego miasta. Przeważnie kończyła się wybuchami sztucznym ogni, które w zabudowaniach w śródmieściu nie wydawały się bezpieczne.
Tłum ludzi, a w zasadzie młodzieży w wieku od piętnastu do dwudziestu lat bawił się na dużej przestrzeni jednej z najniebezpieczniejszych dzielnic. W miejscu, gdzie odbywały się nielegalne wyścigi samochodów i motorów.
Pokiwałam głową, a Bella z dziewczęcym piskiem przytuliła mnie, niecelowo dotykając mojego obojczyka, przez co wywołała falę wspomnień w mojej głowie.
Pierwszy raz od dwóch lat zaczęłam w głowie modlić się by już więcej nie spotkać przerażającego Harry'ego, który onieśmielał mnie wyglądem.
Zimne kolczyki.
Ciepłe wargi.
Szmaragd tęczówek.
Burza loków.
Uwodzicielskie pocałunki.
Głęboki głos.

---

Ode mnie: Witam wszystkich serdecznie w nowym Fan Fiction zatytuowanym "Race" .
Mam nadzieję, że wszystkim się spodoba, jeśli nie liczę się z krytyką, której wysłucham bardzo chętnie jeśli będzie uzasadniona.