niedziela, 20 kwietnia 2014

02 .

Głowa bolała mnie, a skronie pulsowały w bardzo szybkim tempie po głośnych wybuchach fajerwerków, które oświetlały różnymi kolorami i ich odcieniami nocne, ciemne niebo, które na dzisiejszą noc nie przywdziało na siebie tak licznej kołderki gwiazd jak zwykle. Powoli włóczyłam nogami po ciemnym żwirze, którego maleńkie odłamki co jakiś czas wpadały do moich trampek. Wiatr przestał już tak bardzo wiać, dzięki czemu mogłam przestać co sekund poprawiać swoją sukienkę, która teraz spokojnie falowała nad moimi kolanami.
Proszę, proszę jedźmy już do domu, zabłagałam w myślach Tristan'a, który jako jedyny wśród nas wszystkich był chłopakiem. Koledzy zazdrościli mu obracania się w kręgu płci pięknej, ale on tylko darzył ich swoim przemiłym uśmiechem.
- Bells, Eveie, nasza Jo chciałaby już chyba jechać. - powiedział chłopak, a ja obdarzyłam go wdzięcznym spojrzeniem, odwracają tym samym wzrok od swoich przybrudzonych, białych conversów.
Tristan Clark był wysokim, umięśnionym brunetem, przy którym zwykle czułam się jak mała dziewczynka. Miał mądre brązowe oczy i śliczny uśmiech, który zatrzymywał serca wszystkim dziewczyną z sąsiedztwa. Jednak mój najlepszy przyjaciel czuł do mnie coś ponad miłość przyjacielską. Żywił do mnie głębsze uczucia, a ja nie potrafiłam mu ich odwzajemnić
Nie dlatego, że na to nie zasługiwał, bo był najlepszym facetem jakiego kiedykolwiek miałam przyjemność spotkać, ale ja nie potrafiłam w pełni mu zaufać. Nie potrafiłam zaufać żadnemu mężczyźnie.
Mój przyjaciel ubrany był w dżinsy lekko poobcierane na kolanach co było po prostu modne, i brązową koszulkę.
Odwróciłam od niego wzrok i powiodłam spojrzeniem do już częściowo opustoszałego parkingu, który jednak nadal mieścił niezliczoną ilość samochodów. Pijani ludzie stali wszędzie. Wszędzie też leżały opakowania po papierosach potłuczone butelki i kubeczki po trunkach.
Usłyszałam niezadowolone jęki przyjaciółek, które popijały ostatnie łyki z czerwonych, plastikowych kubeczków. Wywróciłam oczami i przerzuciła długie włosy koloru ciemnego blondu na prawe ramię wcześniej przeczesując je palcami.
Nie mialam pojęcia, która jest godzina, ale wydawało mi się, że minęły całe wieki od rozpoczęcia mojej godziny policyjnej.
Przeszłam po suchej, nie pamiętającej od jakiegoś czasu deszczu, trawie i stanęłam przed maską samochodu Tristana czekając, aż dowlecze się do niego i otworzy, bym mogła wsiąść do środka i ochłodzić się w jego klimatyzowanym wnętrzu.
Dziewczyny powoli doszły do auta, a Trist jak na prawdziwego dżentelmena przystało otworzył im drzwi, na co cicho zachichotały, zresztą podobnie jak ja. Zawsze uważałyśmy to szarmanckie zachowanie chłopaka za urocze.
Wczłapały się na tył niedużego samochodu, który brunet dostał od dziadków. Zamknął drzwi dziewczyn i otworzył te, które prowadziły na miejsce dla pasażera.
Uśmiechnęłam się przyjaźnie napotykając mądre tęczówki chłopaka.
- Jo! - usłyszałam krzyk za moimi plecami nawołujący moje imię, gdy już miałam wsiadać do samochodu.
Sądziłam, że to pomyłka. Że to nie chodzi o mnie, ale zaraz rozpoznałam ten głos. Moje oczy otwarły się szeroko w ponownym przerażeniu, a dłonie zaczęły drżeć. Nerwowo ciągnęłam palcami końcówki swoich włosów, a zębami skubałam dolną wargę. - Jo, Słońce. Chodź do mnie. - usłyszałam ostry ton głosu, na którego dźwięk nawet nie mam pojęcia czemu, ale odwróciłam się do niego twarzą. Teraz mocno zagryzłam wargę by zapanować nad jej drżeniem i stopniowo podnosiłam głowę ku górze.
Jego stopy, podobnie jak moje, zdobiły białe conversy, tyle, że jego wręcz lśniły jasnym, niczym nie zbrudzonym materiałem. Czarne spodnie zakrywały jego nogi, a szara koszulka tors. Na nagich ramionach szmaragdowookiego przybysza była niezliczona ilość tatuaży, które same w sobie mnie przerażały. Do niedawna w mojej głowie istniało przekonanie, że jedynie więźniowie robią sobie takie malunki na ciele.
Niepewnie spojrzałam w jego oczy i pokręciłam głową, raz w lewo, raz w prawo, niemo oznajmując mu, że nie chce do niego iść.
Po wyrazie jego twarzy zorientowałam się, że niecierpliwił się, a jego oczy wyrażały narastającą złość wywołaną moim sprzeciwem.
- Proszę ... - powiedziałam poruszając jedynie wargami, w jego kierunku nie będąc w stanie zdobyć się na choćby najcichszy szept.
- Moja mała Jo. - powiedział z uśmiechem na malinowych ustach, których kształt zakłócał metal kolczyka dolnej wargi. W jego policzkach pojawiły się głębokie dołeczki, które rozświetliły całą jego twarz. Jedna, maleńka, nic nie znacząca część mnie dała się uwieść jego urokowi, ale ta większa, w pełni racjonalna, pozostała na to niewzruszona, ale za to objął ją większy strach, co zauważył i zdawało mu się podobać.
Kto normalny cieszy się wywołując u innych przerażenie?, zapytałam siebie w myślach.
- Jo, wsiądź do samochodu. - powiedział Tristan, o którego obecności dopiero co sobie przypomniałam. Jego tęczówki zahipnotyzowały mnie i prócz nich nie widziałam przez chwilę kompletnie nic. Dotknął mojego ramienia przywracając mnie całkowicie do rzeczywistości.
Wszystko stało się tak szybko.
Mój przyjaciel przygwożdżony do boku swojego samochodu, przez bruneta z burzą loków na głowie, który uwięził w zaciśniętych pięściach koszulkę Tristana.
- Nigdy. Więcej. Jej. Kurwa. Nie. Dotkniesz. - wycedził przez zaciśnięte zęby. Linia jego szczęki była doskonale widoczna. Każdy detal jego ostrej teraz twarzy zapisała mi się w pamięci pewnie na bardzo długi czas.
Zakryłam dłonią usta kiedy pięść szmaragdowookiego wylądowała na brzuchu mojego przyjaciela, który zwinął się z bólu, albo próbował, bo żelazny uścisk jego oprawcy nie pozwalał mu na zmienianie pozycji.
W gardle miałam sucho. Nie byłam w stanie się odezwać, choć wiedziałam, że powinnam.
- Jeśli, jeszcze raz zobaczę, usłyszę, dowiem się, a wiedz, że się dowiem, że ją dotknąłeś oderwę ci pieprzone łapy! - warczał brunet z przeraźliwym błyskiem w oku. Raz po raz jego pięść spotykała się z różnymi częściami ciała Tristana. Mimo, że nie widziałam jego twarzy dokładnie, mogłam stanowczo stwierdzić, że ma co najmniej złamany nos.
- Harry... - szepnęłam cicho. Nie zareagował, choć wiem, że mnie słyszał, ale ponownie wymierzył cios tym razem nie w twarz, a brzuch mojego przyjaciela. - Harry, pojadę z tobą, pojadę, tylko go puść. - wyłkałam, w tym momencie poczułam łzy spływające po moich policzkach. - Nie rób mu krzywdy. - szepnęłam, próbując nie narażać głosu na drżenie, które jednak okazało się nieodłącznym elementem mojej wypowiedzi.
Brunet odwrócił głowę w moją stronę. W pociemniałym, przerażających oczach błysnęło odbicie błyszczącej tarczy księżyca. Puścił mojego przyjaciela, jak go prosiłam, choć wyobrażałam sobie to inaczej. Ostatkiem sił Tristan podtrzymał się auta by nie upaść. Właśnie pierwszy raz w życiu dwóch chłopców biło się o mnie.
- Wsiadaj do auta. - wyszeptał na bezdechu poraniony chłopak. Nie chciał by coś mi się stało. Znowu. Podobnie jak dziewczyny, które właśnie obrzucały Harry'ego siarczystymi bluźnierstwa, których nawet nie pomyślałabym wymówić.
Miałam trzy możliwości.
Pierwszą z nich było wejście do samochodu i zatkanie uszu by nie słyszeć zbolałych jęków przyjaciela, którego ON zapewne dalej okładał by pięściami.
Drugą opcją było uciec gdzie pieprz rośnie, modląc się przy tym by ON mnie nie dogonił, lub bym nie przewróciła się, co byłoby prawdopodobne zauważając moją chorobliwą niezdarność.
Dwie pierwsze opcje nie wchodziły w grę, dlatego pozostaje mi jedynie trzecia. Jechać z Harry'm.
- Zadzwonię, gdy b ... będę już w domu. - uśmiechnęłam się lekko do dziewczyn, które właśnie pomagały wejść do auta Tristanowi, po czym spuściłam wzrok na buty, odchodząc od odjeżdżającego samochodu.
- B ... bo ty ... zabierzesz mnie do ... domu, prawda? - zapytałam cicho stojącego przede mną Harry'ego.
Wiatr ponownie otoczył moje ciało, radośnie szeleszcząc liśćmi na pobliskich drzewach. Zawirował wokół nas i porwał w górę moją sukienkę, którą zatrzymałam dopiero wysoko na udach, wyglądając przy tym jak Marilyn Monroe ze słynnej sceny ze "Słomianego wdowca". Spłonęłam gorącym rumieńcem, gdy dodatkowo usłyszałam jak brunet zaciąga się powietrzem, zasysając je głośno przez usta.
- Jeśli właśnie tego chcesz Piękna. - odpowiedział i powłóczył palcem po moim różowym policzku. Zadrżałam i odsunęłam się kręcąc głową.
Podniosłam na niego wzrok. Jego twarz ku mojemu zdziwieniu była łagodna, a usta przyozdabiał szeroki uśmiech.
- Nie uciekaj Jo. - pokonał dzielącą nas odległość i splótł swoje palce na mych plecach, zamykając mnie w swoich muskularnych ramionach. - Zawszę cię złapię. - szepnął do mojego ucha otaczając mnie miętowym oddechem. Moje ciało dziwnie reagowało na jego bliskość. Dziwnie czułam się, gdy był obok.
- Nie, Harry. Proszę nie dotykaj mnie. - szepnęłam kiedy przejechał nosem po moim policzku. Puścił mnie i próbował wziąć jedynie moją dłoń, ale szybko ją zabrałam i nie pozwoliłam mu jej dotknąć. Nie zniosę więcej kontaktu fizycznego między nami. - Ja się przejdę. - powiedziałam i zadziwiająco szybko odwróciłam się i odeszłam kawałek. Na parkingu zebrał się tłum pijanych imprezowiczów płci przeciwnej, który patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. Bałam się. Bardzo się bałam. Moje dłonie znów zaczęły się trzęść, a ja znów zaczęłam zębami skubać wargę.
Poczułam duże, silne i bardzo ciepłe dłonie oplatające moją talię. Przez,moje ciało przeszły dreszcze, a krew znów zapłonęła w żyłach. Wiedziałam, że to Harry. Z łatwością podniósł mnie, jedną rękę trzymając na moich plecach, drugą pod kolanami trzymając dodatkowo materiał podwiewającej sukienki.
- Tylko ja mogę tak na ciebie patrzeć Jo. Bo ty jesteś tylko moja. - wycedził zaborczo przez zaciśnięte zęby.
Że co?
-*-*-*-
Drżącymi dłońmi otworzyłam drzwi do domu. On nadal siedział w samochodzie przy podjeździe. Po co tam poszłam? Nigdy nie chodzę na imprezy, więc dlaczego poszłam teraz?
Weszłam cicho do domu i zamknęłam za sobą drzwi na dwa zamki.
Jak najciszej próbowałam przejść w ciemności na piętro, do mojego pokoju, ale moja niezdarność utrudniła mi to zadanie, wychodząc dzisiaj wyjątkowo poza skalę.
- Au! - syknęłam przez zaciśnięte zęby, gdy mój palec u nogi spotkał się bliżej z szafką przy schodach.
Pokonałam dystans stopni i otworzyłam drzwi po lewej stronie schodów.
W moim pokoju było duszno, więc znając na pamięć jego rozkład otworzyłam okno balkonowe, by jak najszybciej spuścić do środka świeże powietrze. Podeszłam ponownie do drzwi i znalazłam włącznik światła na szaro - błękitnej ścianie. Na puszystej wykładzinie koloru jasnego nieba, zobaczyłam małą, rudą kuleczkę z białą plamką na różowym nosku, która patrzyła na mnie hipnotyzująco bursztynowymi oczkami, próbując przednią łapką zedrzeć czerwoną wstążeczkę z szyi.
Podeszłam do łóżka i z pod poduszki wyjęłam czarną koszulkę na ramiączka i kolorowe szorty, w których zwykłam spać. Minęłam kotka, który nadal zajęty zdejmowaniem wstążki za bardzo nie przejął się moim istnieniem, wyszłam z pokoju i przechodząc cichutko przez korytarz weszłam do mojej małej łazieneczki.
Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby, ubrałam i z powrotem podążyłam do pokoju by wreszcie móc odpocząć.
Przeciągle ziewnęłam otwierając drzwi pokoju, w którym przez piętnaście minut mojej nieobecności zdążyło się wychłodzić.
Moje serce stanęło, a oddech stał się płytki i bardzo ciężki, gdy na moim łóżku zobaczyłam postawną sylwetkę pokrytą tatuażami, burz loków, szmaragdowe tęczówki i przygryźniętą wargę Harry'ego, na którego kolanach spał mój ukochany kotek.
- Zapomniałem o czymś Piękna. - powiedział uwodzicielskim głosem ostrożnie odkładając mojego kota na miękki materac. Jego głos sprawił, że po ciele przybiegły mi miliony drobnych dreszczy.
Wstał i powoli, świadomy każdego swojego ruchu, emanujący pewnością siebie ruszył w moją stronę.
Czerpał przyjemność z tego jak bardzo góruje nade mną wzrostem, bezproblemowo zaglądając w dekolt mojej bluzki, patrząc na moje nagie piersi.
Odrzucił na plecy moje włosy i musnął gorącymi wargami i zimnym kolczykiem miejsce nad moim obojczykiem. Miejsce, które sprawiało, że drżałam przy jego pocałunkach. Iskry dotarły do każdego skrawka mojego ciała. - Dobranoc Jo. - szepnął z szelmowskim uśmiechem na ustach i opuścił mój dom przez otwarte balkonowe drzwi, tak jakby nic się nie stało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz